Mgła zasłaniała ścieżkę, ale szłam bez zastanowienia, bo znałam drogę na pamięć. Słońce dopiero wstawało, w przeciwieństwie do Idrysa, Matras zaczynał pracę o świcie.
Weszłam cicho i rozejrzałam się uważnie. Sige siedział na parapecie, obserwując każdy mój ruch. Skinęłam mu z szacunkiem głową, po czym odleciał, nie alarmując swojego pana o mojej obecności.
Zeszłam cicho do pracowni, patrząc chwilę jak coś miesza. Był bez koszulki, jego mięśnie napinały się przy każdym ruchu.
- Napatrzyłaś się już? - zapytał żartobliwie.
- Jak ty to robisz? - nie mogłam uwierzyć.
- Sige - odwrócił się, patrząc na mnie z głupawym uśmieszkiem - Wiedziałem, że wrócisz, ale tak szybko? Minęły dopiero trzy miesiące - zaśmiałam się szczerze.
- Tęskniłeś za mną? - zażartowałam.
- Jak pies za pchłami - był szczery do bólu. - Co tu robisz? - zapytał poważnie.
- Potrzebuję jadu białego pająka - podeszłam do stołu, przyglądając się co robi.
- Nie mogłaś zamówić? - zajął się z powrotem pracą.
- Tyle samo by zajęło - wzruszyłam ramionami.
- Co dostanę w zamian? - no tak, zawsze chciał coś za swoją pracę.
- Zapłacę - uśmiechnęłam się.
- Nie potrzebuję pieniędzy - posłał mi krótkie spojrzenie - Posprzątaj stajnię.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, wybrał najgorszą z możliwych prac. Brudną i czasochłonną.
- Mówisz poważnie?
- Wyglądam jakbym żartował? - wykrzywił usta.
- To zajmie mi pół dnia - gestykulowałam.
- I? Spieszysz się gdzieś? - uniósł brwi - To bierz się do roboty.
Stałam chwilę z otwartymi ustami, czekając. On naprawdę nie żartuje.
- W porządku - odwróciłam się w końcu i wyszłam.
Poszłam do mojego statego pokoju i przebrałam się w najbardziej zużyte łachy, jakie tu zostały. Wszystko i tak będzie do wyrzucenia. Wyczeszę też Idela, będzie się cieszył.
Wyprowadziłam go, przywiązując do ogrodzenia. Wyrzucałam stare siano i odchody prosto na bagna. Wylałam wiadro wody z mydłem i szorowałam uważnie podłogę. Opłukałam deski dokładnie, ściągnęłam szczotkę z wieszaka i podeszłam do spokojnego rumaka.
Czesałam go z uwagą, dając smakołyki. Lubiłam go rozpieszczać, był piękny i ułożony. Zaplotłam mu grzywę w warkoczyki, by wyglądał bardziej elegancko. Skończyłam gdy dobiegło południe.
Poszłam od razu do łaźni i wskoczyłam do balii ciepłej wody. Musiał zagotować ją jakiś czas wcześniej, chociaż tyle. Pewnie też już skończył, zawsze po pracy brał długą kąpiel. Szorowałam się z uwagą, nie zapominając o włosach. Na szczęście dość szybko wysychały, wystarczyło porządnie je wytrzeć. Wyrzuciłam brudne ubrania przez okno, później się nimi zajmę i założyłam swój poprzedni strój.
- Głodna? - zapytał, próbując być poważny. Skinęłam tylko, bo nie chciało mi się kłócić.
Postawił na stole pieczone mięso i zieleninę. Zanim jednak usiadłam wyciągnęłam rękę i poruszyłam palcami. Przewrócił oczami i wyciągnął z kieszeni małą fiolkę, zapełnioną po brzegi.
CZYTASZ
Uzdrowiciel
RomanceIle razy można pokochać tę samą osobę? Sama zadaję sobie to pytanie i choć kiedyś twierdziłam, że wiele, dziś już nie jestem tego taka pewna. Mój limit wynosi trzy, więc lepiej się postaraj, Idris.