10. Idris

50 3 0
                                    

Spakowałem już cały sprzęt, nie zapominając o niczym. Wszystko, co miałem, było potrzebne. Czekałem aż przyjdzie, byśmy mogli wreszcie zjeść i wracać.

Jadłem tutaj dużo, nie wiadomo kiedy znowu będę miał okazję. Czułem się dzięki temu dobrze, pełny energii i wypoczęty. Moja skóra nabrała blasku, a cienie pod oczami zniknęły. Wyglądałem jak zdrowy trzydziestolatek, którym już zawsze będę, dopóki życie mi się nie znudzi.

Czas zatrzymał się tamtego pamiętnego dnia, gdy testowałem kolejną próbkę i okazała się strzałem w dziesiątkę. Już następnego dnia czułem różnicę, gdy mój żołądek zaciskał się z głodu bardziej niż zwykle.

Kolejnego dnia świętowałem z Ecin mój sukces, bo Matras musiał wyjechać. Wiem, że jemu też się udało, trochę szybciej niż mnie. Zyskałem wtedy praktycznie wieczne życie, lecz straciłem najbliższą mi osobę. Przez to wieczność wydaje się pusta i pozbawiona sensu.

Pukanie do drzwi, wyrwało mnie z tych wspomnień.

- To ja - powiedziała.

Otworzyłem drzwi i wpuściłem ją do środka.

Dużo tego było, część spakuje i zjem po drodze, nim dotrzemy do kolejnego miasta.

- Wyspałaś się? - spojrzałem na jej szyję, rana była prawie niewidoczna.

Trzymałem palcami naleśnik, drąc go na kawałki, maczając w konfiturze i wkładając do ust. Bardzo słodka i kwaskowata, ale lubiłem wszystko, no może prawie. Ostre rzeczy paliły mój żołądek i trochę później bolał, a gorzkie, kojarzyły się z lekami. Lubiłem więc słone, słodkie i kwaśne.

Spojrzałem na nią, przestając żuć.

- Co znowu? - roześmiała się dźwięcznie, co było szczere i miłe.

Wytarłem brzegiem dłoni usta, zgarniając większość. Nie wiem o co tyle szumu, poważnie.

- To tylko jedzenie, umyję się później - wzruszyłem ramionami.

- W domu też tak jadłeś? - uśmiechała się dalej.

- Nie wiem, nie pamiętam już domu. Matka oddała mnie mentorowi, gdy miałem 6 lat - po chwili dodałem - Nie każdy miał normalny dom, jak Matras. Może dlatego ma najwięcej ogłady, miał dobry wzorzec.

- Nigdy nie mówił o sobie, właściwie to rozmawialiśmy tylko o nauce i pracy. Nie chciałam naruszać jego prywatności, a sam nie był zbyt wylewny.

- Jego ojciec był złotnikiem, dlatego potrafi robić biżuterię - obserwowałem ją - Robił ją tylko dla osób, na których mu zależy. Ty masz jej sporo.

- Nic między nami nie ma - powiedziała od razu, wyglądając nieswojo.

- Nie moja sprawa - odparłem lekko - Mówię jak było.

- Jestem jego uczennicą, ma po prostu sentyment.

- Na pewno - odwróciłem wzrok.

Nie ja powinienem wyprowadzać ją z błędu, skoro sam jej nie powiedział, ja tego nie zrobię.

- Ostatnim razem gdy u niego byłam, kazał mi sprzątać stajnię.

- A czego się spodziewałaś? - uniosłem brwi - Zbieranie pająków i pozyskiwanie ich jadu jest bardziej pracochłonne, nie sądzisz? Dostałaś go dużo, jak za taką przyslugę.

Resztę zjedliśmy w ciszy. Zrobiliśmy po drodze jedną przerwę, by chwilę odpocząć i zjeść resztę jedzenia. Wieczorem znaleźliśmy w mieście, szukając noclegu. Wszędzie pokoje były zajęte, udało nam się dostać dwójkę i to po drugiej stronie miasta.

UzdrowicielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz