Dostałam kolejny list, podobno przyjeżdża na mój grób co jakiś czas i siedzi tam długo. Nie mogę uwierzyć, że się pogodzili. Naprawdę musiałam "umrzeć" żeby do tego doszło? Mężczyźni, pokręciłam głową.
Najważniejsze, że oboje łyknęli tę historię. Wiedziałam, że w końcu któryś mnie znajdzie, ale nie sądziłam, że zjawią się razem. Bardziej spodziewałam się Matrasa, obecność Idrisa była dla mnie zaskoczeniem. To nie w jego stylu.
Gdy mnie napadnięto, myślałam, że to koniec. Nie wiem kim trzeba być, by ranić kobietę w ciąży. Ostatnim co pamiętam było wskazywanie palcem na mój pas z lekami i majaczenie, później straciłam przytomność. Obudziłam się jakiś czas później, wszystko mnie bolało i byłam bardzo słaba. Kobieta przyniosła mi dziecko, mówiąc, że to chłopiec.
Wypiłam kilka fiolek płynu i poczekałam jeden dzień. Rany zagoiły się na tyle, bym mogła wstać. Opuściłam ich dom kilka dni później, dziękując za wszystko i prosząc by powiedzieli, że nie przeżyłam.
***
- Jak mogę się odwdzięczyć? - zapytałam, tuląc dziecko.
- Cieszymy się, że żyjesz - powiedziała z uśmiechem staruszka - Niczego nie potrzebujemy i tak jesteśmy już starzy.
- Mam do was jeszcze jedną prośbę... - zaczęłam - Może szukać mnie truciciel albo uzdrowiciel, wysoki rangą - spojrzałam na nich - Powiedzcie co się wydarzyło, ale nie wspominajcie o tym, że żyje. Chcę zacząć nowe życie, z dala od przeszłości.
- A co jeśli nie uwierzą? - zapytali zaniepokojeni - Nie potrafimy kłamać.
- Przywieście do krzyża ten pierścień i posadźcie niezapominajki, nie będą o nic więcej pytać, to wystarczy - dodałam błagalnie - Proszę...
- No dobrze, dziecko - powiedział starzec - Sporo przeżyłaś, zasługujesz na spokój.
- Dziękuję za wszystko, kiedyś się odwdzięczę, obiecuję.
***
- Rian - ostrzegłam - Rian! Co ja powiedziałam? Masz zakaz wchodzenia tutaj, prawda? - patrzyłam w małe, wydawałoby się bystre, oczy.
- Ale ja chciałem tylko pomóc... - wyglądał na smutnego - Nudzę się, pobaw się ze mną - patrzył błagalnie.
To tylko dziecko, nie jego wina, że się nudzi. Muszę zrobić kilka leków, dla miejscowych, są dla nas bardzo mili. To co robię jest nielegalne, bo nie jestem już uzdrowicielem ani trucicielem, ale nie mogłabym odmówić. Trochę pieniędzy nam się przyda, w końcu nie każdy na nich śpi.
Zbliżają się jego trzecie urodziny, chcę zrobić mu jakiś prezent. Nie pyta już o tatę, chyba przestał wierzyć w to, że kiedyś do nas przyjdzie. Cóż, minęło sporo czasu, ale cieszę się, że tak wyszło. Mój mały mężczyzna zasługuje na wszystko, a ja? Ja kiedyś zapomnę.
Brakuje mi tylko Matrasa. Jego listy zawsze były zabawne i podnosiły mnie na duchu. Nawet jak żaliłam się na złe samopoczucie, to potrafił mnie rozśmieszyć. Zawsze przysyłał mi kilka złotych monet, taki już był, hojny. Chciał mieć pewność, że niczego mi nie brakuje. Zbierałam je, mogły się kiedyś przydać, aż w końcu trafiłam tutaj. Kupiłam ten mały dom i jeszcze sporo mi zostało.
- Przyniesiesz mi czterolistną koniczynę? Za domem powinny rosnąć, jest mi baaardzo potrzebna - uśmiechnęłam się - Dasz radę?
- Tak! Pobawimy się wtedy? - zapytał z entuzjazmem.
- Oczywiście.
Pobiegł za dom i kucał, przeglądając trawę. Obserwowałam go przez okno, miałam na niego oko przez cały czas. Lubił mieć jakieś zajęcie, a wiem, że tak łatwo jej nie znajdzie. Dzięki temu będę miała trochę czasu, by dokończyć proszki i mikstury.
Leczyłam tylko proste dolegliwości, używając ziół i wszystkiego, co sama mogłam nazbierać. Nie kupowałam składników, nie chciałam wzbudzać podejrzeń. W ogóle omijałam miasta, wszystko kupowałam od miejscowych i z wioski obok.
Żyliśmy spokojnie, nie mieliśmy większych zmartwień. Widziałam jak kopie trawę zirytowany, ale nie poddawał się tak łatwo. To nie było proste zadanie.
Na szczęście nie wszystko miał po nim.
Pochowałam do torby ampułki i poszłam za dom. Chowałam w dłoni koniczynę, którą wczoraj znalazłam i ukryłam ją w trawie.
- Rian, zobacz! - pokazałam to miejsce.
Podbiegł szybko i podniósł ją z uśmiechem.- Mama, znalazłem! - cieszył się.
Przytuliłam go mocno i poczochrałam jego jasne włosy.- Teraz możemy się pobawić, a później pójdziemy do wioski obok, co ty na to? Kupimy owoce i warzywa.
- No dobrze...
- Może kupimy jakiegoś lizaka - myślałam - Może ten czerwony albo zielony? - przyłożyłam palec do ust, zastanawiając się.
- Ten zakręcony! Chodźmy od razu - ciągnął moją dłoń.
***
- Pójdziemy na plażę? Pobawimy się w wodzie i zbudujemy coś z piasku.
- Tak! Będę zbierał glony i muszelki! - piszczał i wybiegł przed dom.
- Zaczekaj na mnie! - śmiałam się, zabierając torbę z kocem i jedzeniem.
Nie wie, że w domu będzie czekał na niego prezent i ciasto z brzoskwiniami. Niech się cieszy, to jego dzień. Szybko rośnie i jest coraz bardziej ciekawy.
Usiadłam na kocu i patrzyłam, jak ucieka przed falami. Nie sądziłam, że tak kiedyś będzie wyglądać moje życie. Nie zostałam dziesiątką, tylko matką. To mi wystarczało, uśmiechnęłam się.
- Mama! Zobacz jaki długi, jak wąż! - ciagnął splątane glony.
- Żeby cię nie ukąsił, bo zaśniesz - śmiałam się.
- To mnie obudzisz - wzruszył ramionami i wyrzucił zielone rośliny.
Dla niego wszystko było takie proste, nie wie, że zawsze liczy się czas. Myśli, że mogę uzdrowić każdego, a daleko mi przecież do jego ojca.
- Pozbieramy muszelki? Kto znajdzie większą, dostanie nagrodę!
- Ja jestem najlepszy w muszelkach - spojrzał na mnie z politowaniem i poszedł szukać.
Ma rację, bo nie za bardzo się staram. Nie są mi do niczego potrzebne, służą tylko do zabawy. Podnosiłam te małe, chciałam by wygrał, zresztą widziałam jak bardzo się starał.
- Mama zobacz! - przyniósł większą niż jego dłoń.
- Wow, ale wielka! Myślę, że nie mam z tobą szans - otworzyłam dłoń, pokazując mu co ja mam - Wygrałeś!
- Mówiłem, że jestem najlepszy! - uśmiechał się.
- To teraz czas chyba na nagrodę, ale ona jest w domu. Wracamy? - pogłaskałam go po głowie.
Szliśmy przez łąki, goniąc się i wygłupiając. Łaskotałam go co jakiś czas, a on piszczał z radości i uciekał. Niech się cieszy, dziś są jego urodziny.
CZYTASZ
Uzdrowiciel
RomanceIle razy można pokochać tę samą osobę? Sama zadaję sobie to pytanie i choć kiedyś twierdziłam, że wiele, dziś już nie jestem tego taka pewna. Mój limit wynosi trzy, więc lepiej się postaraj, Idris.