Musiałem się przewietrzyć. Nagle pomieszczenie zrobiło się zbyt ciasne.
Obserwuje mnie uważnie, zwracając uwagę na szczegóły. Zawsze tak jadłem, ale przedtem nasze posiłki były trochę inne z racji ich konsystencji. Były półpłynne, wygodniej było jeść łyżką.
Wtedy to ja byłem odpowiedzialny za jedzenie. Gotowałem w garnku wszystko co bylo pod ręką, aż całkiem się rozgotowało. Dodawałem do tego wyciągi witaminowe, żeby były bardziej pożywne. Nie było zbyt dobre, ale nadawało się do spożycia. U swojego mentora jadłem gorsze rzeczy i też nie narzekałem.
- Panie - zaczęła nieśmiało kobieta w średnim wieku, unikając spojrzenia.
- W czym rzecz? - znałem ten wyraz twarzy. Coś jej dolega, ale nie ma pieniędzy - Pomogę.
- Od jakiegoś czasu boli mnie tutaj - wskazala dłonią.
To nerka. Widziałem wahanie w jej oczach, na pewno jest jeszcze coś.
- Co jeszcze? Powiedz wszystko.
- Widzę krew... - zawstydziła się i dodała prawie niesłyszalnie - gdy sikam.
Zawsze przy sobie miałem ampułki na najczęstsze dolegliwości. Nasze płaszcze miały przymocowany specjalny pas na fiolki, skórzany i mocny. W ten sposób zawsze mogłem pomóc chociaż kilku osobom, gdziekolwiek bym nie był.
Wysunąłem kciukiem buteleczkę z płynem i podałem ją kobiecie.
- Dwa razy dziennie po 3 krople, przez siedem dni. Resztę sobie zatrzymaj, albo daj komuś, kto ma podobny problem.
- Dziękuję, miłosierny - zgięła się prawie w pół. Skinąłem krótko i oddaliłem się pospiesznie.
Wszedłem do sklepu zielarskiego, przyglądając się ziołom. Wszystkie znałem, nie było nic, czego mi brakowało.
Głodny się robiłem, czułem zapach świeżych wypieków. Nie lubiłem jeść przy ludziach, musiałbym wkładać rękę pod kaptur, to nie było wygodne. Wypiłem za to miksturę, powinno pomóc na jakiś czas.
Poszedłem do lecznicy dowiedzieć się czegoś nowego. Kazano obserwować kilka miejsc i sprawdzać każdego, kto odejdzie stamtąd. Czyli na razie bez zmian. Zapewniłem, że wkrótce odtrutka będzie gotowa. Co do tego nie miałem wątpliwości.
Odwiedziłem miejscowy sierociniec, zawsze to robiłem. W tym miejscu było najwięcej potrzebujących mojej uwagi. Wysłuchałem jakie problemy mają i potozmawiałem z dzieciakami. Zostawiłem trochę złota i zapas leków z rozpiską.
- Miściu! - zawołała szczerbata dziewczynka - Dla ciebie - uśmiechnęła się, wręczając mi czterolistną koniczynę.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się, mrużąc oczy i schowałem ją do kieszonki - Przyniesie mi szczęście - pobiegła, by dalej oglądać rośliny.
Koniczynka... Może jej się spodoba. Poszedłem z powrotem do zajazdu. Muszę coś zjeść i sprawdzę jak sobie radzi.
Stałem przy ladzie czekając na zamówienie. Obserwowałem ludzi, patrząc jak jedzą, wszyscy jedli sztućcami. Pokręciłem głową, po czym odwróciłem się w stronę gospodarza.
Wziąłem tacę parującego jedzeniani udałem się do pokoju. Pukałem kilkakrotknie, ale odpowiedziała mi cisza. Chciałem otworzyć kluczem, ale był w środku. Położyłem tacę przed drzwiami i obszedłem budynek, wchodząc przez otwarte okno.
Była nieprzytomna, jej lewa ręka i głowa leżały na stole. Potrząsnąłem nią kilkukrotnie, bez skutku. Zamoczyłem igłę w różowym płynie i nakłułem dwukrotnie jej szyję. Od razu otworzyła oczy, przyglądając mi się. Uniosłem brwi, czekając na wyjaśnienia.
CZYTASZ
Uzdrowiciel
RomanceIle razy można pokochać tę samą osobę? Sama zadaję sobie to pytanie i choć kiedyś twierdziłam, że wiele, dziś już nie jestem tego taka pewna. Mój limit wynosi trzy, więc lepiej się postaraj, Idris.