16. Idris

52 3 0
                                    

- Pójdę się przywitać - spojrzała na Matrasa.

Stał w najciemniejszym miejscu sali. Jego płaszcz był w kolorze głębokiej czerni, dlatego wydawało się tam jeszcze ciemniej.

- Idź, ja przywitam się z resztą - powiedziałem od razu.

Podeszła do niego z uśmiechem na ustach. Wyraźnie cieszyła się na jego widok, ale nie mam powodu by być zazdrosny. Jeśli wybrałaby jego, to znaczyłoby tylko, że tak miało być i nie byłbym w stanie tego zmienić.

Nie znaczyło to także, że nie byłoby mi przykro. Byłoby. Przygotowywałem się jednak na taką możliwość, bo kimże ja jestem. Gdyby nie te insygnia, byłbym nikim.

Poznałem ją już całkiem dobrze przez ten rok i wiem jaka jest. Wspaniała, wyrozumiała, czuła i piekielnie mądra. I jeszcze piękna. Urzekająco piękna. Miała wszystko, a z jakiegoś powodu pragnęła właśnie mnie, tego najdziwniejszego. Nie pojmowałem tego. Truciciele zawsze byli trochę pokręceni, a ona w głębi jest jedną z nich.

Witałem się ze wszystkimi dziesiątkami, wymieniając opinie i konsultując ich przypadki. Choć byliśmy w stałym kontakcie, zawsze znalazło się coś do przegadania na bieżąco. Większość starców znałem jeszcze z ich młodości, teraz pewnie też bym tak wyglądał.

Wtedy usłyszeliśmy ich i zapanowała cisza. Jego śmiech, niósł się echem po małym pomieszczeniu, był szczerze rozbawiony. Wszyscy spoglądali zaciekawieni w ich stronę, ale nic nie było słychać z ich rozmów, zawsze rozmawiali cicho.

Znałem ten dźwięk aż za dobrze, zawsze tak się śmiał, gdy palnąłem lub zrobiłem coś głupiego. Nie słyszałem tego od lat, co spowodowało nostalgię. Brakuje mi go, ale teraz prawdopodobnie nie będzie już szansy na pojednanie, gdy dowie się, że z nią sypiam.

Poszedłem porozmawiać z uczniami i dodać im otuchy. Zaraz po tym wszyscy zaczęli wchodzić do sali, znudzeni czekaniem. Udałem się powoli w tamtym kierunku, ale ktoś pociągnął mój płaszcz uniemożliwiając mi to. Odwróciłem się więc i stanąłem twarzą do niego, czekając. Przybliżył się i zmrużył oczy groźnie, odsłaniając lekko swoją twarz, żebym widział jego wściekłość.

- Jesteś prawdziwym chujem - zaczął - Wiedziałeś, że jest moja i nie potrafiłeś utrzymać kutasa, znowu - opuściłem wzrok, bo miał rację, wiedziałem to aż za dobrze. Jego intencje co do niej były klarowne od samego początku - To ze mną przeżyła swój pierwszy pocałunek, to ja byłem jej pierwszym mężczyzną i to ja dałem jej pierwszy orgazm. I wiesz co? - uśmiechnął się zajadle - Poczekam, bo z tobą nie będzie miała żadnych wrażeń. Nigdy nie dasz jej tego, co ja - skwitował, na co westchnąłem.

Dopiero co jej to powiedziałem. Sam przecież doskonale to wiem, ale jej słowa... Według niej, jestem wystarczający.

- Masz rację, nigdy nie dam jej tego, co ty - rzekłem spokojnie - Wybór nie należy jednak do mnie.

- Panowie, czekamy.

Odsunął się nagle i poszedł szybko do sali, podążyłem jego śladem, nie chcąc przedłużać niepotrzebnie tego wydarzenia. Młodzi mają dość stresu, nie będę im jeszcze dokładał.

***

- Otwórz - podałem jej drewniane pudełko i usiadłem obok na kanapie.

Odstawiła szklankę i rozpakowywała z uśmiechem, nie wiedząc co jest w środku. Jej twarz stała się poważna, gdy przyglądała się zawartości.

Po zdanym egzaminie zamówiłem komplet biżuterii z szafirami. Miał być piękny, to był mój jedyny wymóg. Cena nie grała żadnej roli, zapłaciłem ile trzeba było. Trochę trwało jej wykonanie, dlatego dałem go dopiero teraz.

UzdrowicielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz