Rozdział I

106 2 0
                                    

Pomachała do swoich rodziców na pożegnanie. Pociąg ruszył powoli ze stacji. Przez jeszcze krótką chwilę patrzyła na nich jak stoją na peronie i w skupieniu wpatrują się w odjeżdżający pociąg. Naprzeciwko niej w przedziale siedziała Lulu, jej przyjaciółka. Obydwie wybierały się właśnie by rozwijać swoje dorosłe życie w obcym miejscu.

Lulu była bardzo podekscytowana. Całe lato mówiła tylko o jednym. O tym jak świetnie będą się bawić. Ona miała jednak inne podejście. W końcu wcale nie miało jej tu być. Miała jechać do zupełnie innego miasta by rozwijać karierę dziennikarską, podjęła jednak inną decyzje w ostatniej chwili.

Jeszcze mogę zmienić zdanie. Powiedziała sama do siebie.

Mogła zawsze wysiąść, zawrócić i żyć normalnie.

Lulu rozłożyła pomarańczowy kocyk i przykryła nim ramiona. Jej duże kolczyki zahaczyły o materiał. Strasznie piszczała dopóki nie pomogła jej się wydostać.

Nie mogę jej tak zostawić. Wiedziała, że w okresie dorastania ludzie tracą nawet najlepszych przyjaciół, drogi się rozchodzą i nikt nie lamentuje. Tak po prostu w życiu jest. Chciała jednak chociażby spróbować tych wszystkich doznań mając przy sobie właśnie Lulu.

W połowie drogi dziewczyna spojrzała na nią chytrym wzrokiem. Zainteresowało ją to.

- Co?

- Nie jesteś ciekawa co nas czeka?

- Chcesz teraz sprawdzać karty?

- Pomyślałam... czy nie zapytać o przystojniaków.

- Romanse ci tylko w głowie. - Mimo przekąsu sama czuła nutkę podniecenia.

Lulu wyciągnęła z torby podróżnej małe drewniane pudełko. Ornamenty ze srebra układały się w znaki księżyca, płomienia i kropli krwi. Zawsze podobało jej się to pudełko.

- Światło... - odchyliła zasłonkę przy oknie. - ...krew... - przekłuły sobie delikatnie palec wskazujący dołączoną igłą... - ogień.

- Masz ogień?

- Nie pomyślałam o tym... hmm

- Czekaj mam coś. - Wyciągnęła z kieszeni zapalniczkę. - Powinno starczyć.

Buchnął mały płomień. Lulu szeptała jakieś słówka. Na chwilę zapadła w trans. Zrobiło się poważnie. Poczuła ostry metaliczny zapach, wszystko jednak zniknęło kiedy dziewczyna przetasowała karty i piskliwym głosem oznajmiła jak bardzo się ekscytuje odpowiedziami.

Więc co nas czeka? Patrzyła jak dziewczyna kładzie na mały blat przy oknie trzy karty. Widziała je kilka razy. Zawsze robiły na niej ogromne wrażenie. Ręcznie malowane z obydwóch stron, brzegi pociągnięte złotą farbą i karbowane inicjały prababki Lulu.

- Mam nadzieje, że trafi nam się karta romansu, nie ma nic lepszego niż nutka uczuć.

Dziewczyna bardzo lubiła poznawać płeć przeciwną. Miała wrażenie, że co tydzień opowiada jej o innym chłopaku. Ona z kolei odczuwała do tego niechęć. Patrzyła całe życie jak rodzice rujnują sobie nawzajem życie. Bała się, że skończy tak samo.

Sięgnęła po pierwszą kartę. Ku uciesze koleżanki była to karta serca. Dla niej mogło to oznaczać miłość, pocałunek, albo zawał serca. W tej zabawie patrzy się jedynie na pozytywną stronę. Po co się na sam początek zniechęcać.

Lulu sięgnęła po drugą kartę. Ukazał się rysunek księgi.

- No tak przecież jedziemy się tam uczyć. Nudy.

Została ostatnia karta. Odsłoniła ją szybkim ruchem ręki. Zapadła cisza. Było teraz słychać tylko stukanie jadącego pociągu.

Na karcie widniała biała czaszka. Nie było złudzeń. To oznaczało śmierć.

Lulu schowała szybko kartę. Mamrotała coś o tym, że musiało nie zadziałać i jeszcze się uczy przepowiadania. Na pewno coś poszło nie tak. Na pewno.

Resztę drogi siedziały w ciszy.

Słońce zaczynało już powoli zachodzić kiedy to pociąg zatrzymał się na miejscu. Zatrzymał to dużo powiedziane. Wysiadły na małym obskurnym peronie i ruszył po prostu dalej do większego miasta. Tablica z nazwą miejscowości nadawała się do wymiany. Olszanka, bo tak nazywała się miejscowość, była małym miasteczkiem. Dookoła lasy, pola i kilometry ciszy.

Na peronie stał ktoś jeszcze. Blond włosa dziewczyna wyraźnie przestraszona rozglądała się intensywnie. Jej oczy zatrzymały się gdy je zauważyła.

- Hej! - krzyknęła. - Wy też na uczelnie?

- Noo. Też.

Podbiegła do nich uradowana.

- Już się bałam, że to jeden wielki żart! Uczelnia Sztuk Magicznych brzmi nadal jak żart. Chwila, nie żartujecie ze mnie?

Lulu zaśmiała się. Wiedziała, że ma ochotę ją wkręcać, ale wyprzedziła ją zanim cokolwiek wymyśliła.

- Jesteś z normalnego domu? W sensie, z niemagicznego.

- Tak... normalnego?

- Tak, teraz wszystko będzie nienormalne. - Powiedziała Lulu.

Dziewczyna nerwowo się zaśmiała. Wyciągnęła po chwili rękę by się przywitać.

- Jestem Monika. - Oznajmiła blondyneczka.

- Irmina. - Odwzajemniła uścisk.

- A ja jestem Luludia. Mów mi Lulu.

Stały na peronie rozglądając się w poszukiwaniu drogi do miasta.

- Wiecie dokąd mamy iść? - zapytała nieśmiało Monika.

- Nie. - odpowiedziała krótko Lulu.

Uczelnia Sztuk MagicznychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz