Rozdział II

89 2 0
                                    

Hałas przesuwających się walizek odbijał się od ścian budynków. Stare kamieniczki ciągnęły się przez całe miasto. Na rynku stała fontanna z rzeźbą kobiety w bardzo wyuzdanej sukni. Trzymała w swych dłoniach dzban, z którego płynęła woda. Zatrzymały się tam na chwilę by zastanowić się co zrobić dalej.

Wszystkie myślały, że ktokolwiek przyjdzie po nie na peron. Żadna z nich nie była tu wcześniej. Nie otrzymały również mapy ani wskazówek jak trafić do uczelni.

– Co teraz? Ima?

– Zapytamy kogoś?

– Tak... gdzie jest tajna magiczna uczenia.

Usiadły na ławce. Wpatrywały się w płynącą wodę. Irmina rozglądała się po okolicy. Sklepiki nie różniły się niczym w porównaniu do innych małych miast. Buty, ubrania i warzywniak. Po dłuższej obserwacji dostrzegła również kawiarnię i bar. Zaciekawiło ją to ostatnie, nie z powodu alkoholu. Nazwa była dość osobliwa. „Duszalnik" tak bowiem potocznie nazywano proces wywoływania duszy w ich osobistej gwarze magicznej. Nie mógł być to przypadek.

– Zaraz wracam.

– Gdzie leziesz?! – Krzyknęła Lulu.

Nie odpowiedziała. Zostawiła walizkę i poszła w stronę baru. Lokal wydawał się bardzo maleńki dopiero kiedy przekroczyła próg drzwi stał się ogromny i przestronny.

– Zaklęcia. – Szepnęła do samej siebie.

Skierowała się w stronę barmana wycierającego szklanki od piwa. Miał pokaźną rudą brodę. Ubrany w przetartą, lnianą koszulę przypominał trochę irlandzkiego amisza.

– Dobry wieczór. – powiedziała nieśmiało.

– Nowy student?

Nie spojrzał na nią. Dalej wycierał szklanki.

– Specjalnie wyciągam więcej zaopatrzenia. Mam wrażenie, że jedyne co robicie to pochłaniacie litry alkoholu i kilogramy pierogów. Tak, pierogi też mamy, ale tylko za dnia i dopiero od jutra. Piwa?

Kiedy milczała zaskoczona rudy jegomość w końcu na nią spojrzał. Zmierzył ją wzrokiem od stóp do czubka głowy. Zmrużył oczy jakby coś mu nie pasowało. W końcu się odezwała.

– Szukamy uczelni. Nie powiedziano nam gdzie jest.

– Co roku ten sam problem. Zamiast dać wam jakąś mapę to każą błądzić po mieście jak dzieci we mgle. Macie i tak szczęście, niektórzy znajdują się dopiero następnego dnia. Zdążycie na rozpoczęcie.

– Więc... gdzie mamy iść?

Wyszedł zza lady i podszedł do okna. Był bardzo wysoki. Prawie o głowę od niej wyższy, a nie należała do najniższych dziewczyn. Uśmiechał się dziwnie. Jakby za tym uśmiechem ukrywało się coś chytrego.

Wskazał palcem w kierunku rogu rynku po drugiej stronie.

– Skręcacie w prawą stronę z tamtego miejsca i idziecie cały czas prosto, aż zobaczycie duży ceglany budynek na końcu drogi.

– Dziękuję.

– Na pewno nie chcecie piwa?

– Nie, dziękujemy. Może następnym razem.

Wyszła z powrotem na zimny rynek. Słońca już nie było na horyzoncie. Włączyły się lampy w brudnych, okrągłych kloszach. Ledwo było cokolwiek widać.

Uczelnia Sztuk MagicznychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz