Rozdział XXII

15 2 0
                                    

Obudziła się. Bolały ją plecy od leżenia na kamiennej posadzce. Na jej brzuchu spoczywała głowa Zacharego. Jeszcze spał. Przeczesała ręką jego gęste włosy. Niektóre świece już dawno się wypaliły, inne miały tylko delikatny płomyczek. Musiało minąć wiele godzin.

Podniosła dłoń na tyle ile mogła i przytrzymała ją nad ogniem. Ból rozszedł się po jej ciele. Wstrzymała oddech by nie krzyczeć.

– Co ty robisz?!

Odciągnął szybkim ruchem jej rękę. Obserwował jej usmolone palce. Nie dowierzał w to co właśnie zobaczył. Wariatka. Tak myślała o samej sobie. Wariatka.

Karała się za to o czym pomyślała. Czego zapragnęła poprzedniego dnia, podczas gdy przeżywała coś tak cudownego z Zacharym. Pragnęła tego tak bardzo, a kiedy doszło do zbliżenia uczucia te zniknęły.

Ten chłopak naprawdę mnie kocha. Oddałby za ciebie życie. Co jest z tobą nie tak?

Obserwowała tańczące ogniki. Uginały się nieznacznie w stronę ściany za ołtarzem. Wsunęła na siebie szybko i niechlujnie ubrania. Przeczołgała się pod kamiennym stołem. Już to robiła wcześniej i nic nie znalazła. Nie miała zbytnio innego pomysłu jak sprawdzić wszystko jeszcze raz.

Przysunęła świeczkę pod samą ścianę i w skupieniu obserwowała płomień. Uginał się dalej w tę samą stronę. Dotknęła kamieni i poczuła delikatny chłód bijący ze szczelin. Uderzyła pięścią w ścianę. Jeden raz, drugi, trzeci...

– Przestań. Poranisz sobie tylko dłonie.

– Mam się poddać?

Uderzyła jeszcze raz. Ruszyła nieznacznie jeden z kamieni. Spoiwo trzymające ten fragment ściany zaczęło kruszeć. Zachary wczołgał się za nią pod ołtarz i robił to co ona.

Udało im się dokopać do czegoś co przypominało odpływ wody lub tajne przejście. Patrzyła zadowolona na Zacharego, z jej gardła wydobył się nawet krótki śmiech.

Pocałował ją i wczołgali się obydwoje przez mały otwór na bardzo wąski i niski korytarz. Trzymała przed sobą świeczkę by dostrzec cokolwiek w ciemności. Wosk kapał na jej poparzone palce.

Szli bardzo długo. Domyślała się dokąd może prowadzić tunel. Wolała się jednak mylić.

Dostrzegli światełko bijące z oddali. Irmina modliła się w duchu by wyjście nie było tak samo objęte magiczną blokadą jak i drzwi, którymi tam weszli.

– Czujesz to? – Zapytała odwracając się do kolegi.

Stworzyła płomień dookoła swoich dłoni. Magia wróciła. Na końcu korytarza umieszczona była stara metalowa krata. Bez problemu nagięła pręty.

Wyjście znajdowało się na skarpie. Kiedy udało jej się przecisnąć przez otwór, nie mając zbytnio podparcia poturlała się przez runo leśne na dół. Wbiło jej się kilka kolców, ale po za tym była cała. Otrzepywała się, choć nie miało to większego znaczenia. W świetle dnia mogła dostrzec jak bardzo była pokryta brudem. Za jej plecami turlał się Zachary.

Podnosiła go z ziemi kiedy to dostrzegła kto akurat szedł przez ścieżkę. Wypadli prosto na drogę do rezydencji Jastrowów. Gabriel obserwował ich zaciskając pięści.

– Powiedziałem ci coś. Miałaś się z nim nie spotykać.

Przyjrzał się jej ubraniu i od razu zrozumiał do czego doszło. Irmina miała już tego dość.

– Wiesz co? Mam to gdzieś. Zrywam z tobą.

Gabriel prychnął na tę informację i zaczął się do niej zbliżać co jej się bardzo nie podobało.

– Jeszcze zobaczymy. Wiem, że w końcu nie wytrzymasz w tym małym pokoiku pełnym brudu. Wrócisz z podkulonym ogonem błagając o moją łaskę, a wtedy już nie będę taki kochany.

– Myślisz, że czegoś bym od ciebie chciała? Pieniędzy, rezydencji? Twoja własna rodzina cię tam nie chce. Nic co tam jest i tak nie będzie twoje beze mnie.

Ruszył na nią, ale Zachary z łatwością odepchnął go jednym zaklęciem. Nie przewrócił się, zaparł się mocno. Nie miał jednak żadnych szans w walce. Niezadowolony zawrócił w stronę domu.

– Co ja najlepszego narobiłam? Przecież on tak po prostu tego nie zostawi. Zrobiłam sobie tylko kolejnego wroga.

– Obronię cię przed nim.

Nie patrzyła w jego stronę. Machała głową z dezaprobatą. Nie był w stanie zawsze mieć jej na oku. W końcu trafi się moment kiedy będzie odsłonięta i wtedy ją dopadnie.

Niespodziewanie Zachary chwycił ją za rękę. Poczuła się dziwnie, że może to zrobić. Nie musieli już się ukrywać.

Irmina po prostu nie wierzyła w to, że skończy się to dobrze.

Uczelnia Sztuk MagicznychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz