Rozdział VII

72 2 0
                                    

Gabriel przeprosił ją następnego dnia. Postanowiła mu wybaczyć. Listopad minął tak szybko, że praktycznie nie zarejestrowała go w swej pamięci. Wszystko po prostu płynęło. Codziennie uczyła się zaklęć, ich struktury i zachowań. Faktycznie z czasem zaczęła zauważać różnicę między poszczególnymi. Nie było to proste, z resztą nadal miała wrażenie, że działa to na zasadzie samej intuicji.

Kiedyś umiała wzniecić ogień tylko mając przedmiot do podpalenia. Teraz umiała utrzymać płomień nad swoją dłonią. Dzięki pomocy Zacharego umiała wynieść dowolną książkę z biblioteki, szybko jednak znikały, bo nie dopracowała jeszcze tak dobrze zaklęcia bariery.

Nim się obejrzała zaczął padać śnieg.

Biały puch przysypał miasto. Oblodzone chodniki nie raz płatały im figle. Małymi krokami zbliżały się Święta. Irminę bardzo cieszyła ta myśl, oznaczało to krótkie ferie i powrót do rodzinnego domu. Bardzo tęskniła za dziadkiem, nawet myśl o spotkaniu rodziców dawała jej radość.

– Masz jakieś plany na dziś wieczór, Ima? – Rozbrzmiał głos Zachariasza.

Choć mówiła mu, że tylko Lulu ma prawo tak do niej mówić, nie miał zamiaru zrezygnować. Uwielbiał zadawać jej to pytanie każdego dnia, bo doskonale wiedział, że calusieńki dzień spędzi z Gabrielem. Nie opuszczał jej na krok, odprowadzał ją wszędzie. Miała wrażenie, że jedyny czas jaki pozwalał jej spędzić samej to noc.

Jej niczym niezmącony dotychczas spokój pochłonął związek.

– Daj mi spokój.

Przerzuciła kolejną kartkę w opasłej księdze. Ostatnimi czasy próbowała dowiedzieć się czegoś więcej o zaklęciach narzuconych na naszyjnik. Przed czym tak właściwie bronią i jak odnaleźć osobę próbującą się do niej dobrać. Z tego właśnie powodu cieszyło ją spotkanie z dziadkiem. Mogła zapytać o wszystko, nie była to rozmowa dobra na telefon. Wolała z tym wszystkim zaczekać.

Zachary niespodziewanie zabrał jej książkę i usunął barierę na zaklęciu lokalizacji, a ta zniknęła szybciej niż płatek śniegu dotykający ciepłej skóry.

– Chodź, zabieram cię na drinka.

Wyrwał kartkę z notesu i napisał na niej

Kochany Gabrielu, dzisiaj spędzę dzień sama, baw się dobrze.

Całuję, Irmina

Chwycił ją za ramię zanim zdążyła zaprotestować. Buchnęło w nich zimno kiedy tylko przekroczyli próg uczelni. Pokierowali się prosto w stronę Duszalnika.

Na wejściu przywitał ich Romuald, jego wzrok zdradził zaskoczenie kiedy weszła do środka z Zacharym, ale nic nie powiedział.

Zamówili rum z sokiem z limonki, uwielbiała to połączenie smakowe. Godzina wydawała się bardzo młoda jak na takie picie, wkrótce była już po kilku takich specyfikach i zaczęło jej się kręcić w głowie.

– Nie wiem co ty w nim widzisz. Owszem jest bosko przystojny, ale dziewczyna taka jak ty na pewno nie patrzy na takie trywialne rzeczy.

– Jest troskliwy i kochający.

– Lekko za troskliwy. Inaczej byś tak łatwo się nie dała wyciągnąć na schadzkę.

Upiła kolejny łyk. Miała już dosyć. Wstała od stołu mając zamiar ruszyć od razu do akademika. Zawirowało jej w głowie i wpadła na stół.

– Eh, no dobrze. – Mruknął Zachary. – Pomogę ci.

Uczepiona jego ramienia wyszła z powrotem na mróz. Sypał śnieg. Nie pamiętała kiedy ostatnio tyle go widziała. Było naprawdę przepięknie.

Zebrała trochę śniegu z maski samochodu, uformowała kulkę i rzuciła nią w Zacharego.

Zrobił swoją popisową minę niezadowolonego rodzica. Zaśmiała się. Chciała go rozchmurzyć i zobaczyć uśmiech na jego twarzy.

Zebrał śnieg w dłonie i rzucił kulą prosto w jej twarz. Odwzajemniła się i zaczęli bitwę na śnieżki. Ledwo mogła się schylić po takiej ilości rumu. W końcu nie mogąc już się zbytnio ruszyć próbowała przewrócić Zacharego by natrzeć go białym puchem. Obydwoje wylądowali na ziemi. Śmiali się leżąc na zaspie koło chodnika.

Irmina usłyszała kroki. Było kompletnie ciemno, ale rozpoznała z daleka Monikę. Jej pięknych blond włosów nie można było pomylić. Chciała do niej krzyknąć by ją zatrzymać. Zaniemówiła kiedy zobaczyła różę w jej rękach. Pomarańczowa z fioletową wstążką. Poczuła ból w sercu. Uczucie to rozlało się po jej całym ciele.

Dziewczyna zniknęła za rogiem ulicy. Irmina podniosła się z trudem z ziemi. Patrzyła w miejsce gdzie zniknęła jej koleżanka.

– Szybko zmienił zdobycz. – Powiedział Zachary. – Nie myślałem, że starczy mu jeden dzień.

– Mylisz się! On by mi tego nie zrobił. Przecież każdy mógł dać jej akurat taką różę. Może pani w kwiaciarni proponuje takie wszystkim?

Spojrzała na kolegę, który stał za nią. Miał całą czerwoną twarz od mrozu.

– Skąd wiesz? – Odezwała się cicho. – Skąd wiesz o tej róży? – Milczał.

Domyśliła się jaka jest odpowiedź.

– Widziałeś jak kupował je innym.

Czyżby dlatego tak bardzo droczył się z nią? Wiedział, że Gabriel szybko zmienia dziewczyny? Dlaczego od razu jej nie powiedział?

Z trudem dowlekli się do akademika. Milczeli przez resztę drogi. Irmina nie mogła za bardzo pozbierać myśli. Co miała powiedzieć swojemu chłopakowi? Jak zapytać o to czy to prawda?

Zatrzymali się pod drzwiami do jej pokoju. Nie weszła do środka. Patrzyła dłuższą chwilę na Zacharego. Oparł się o framugę drwi. Czekał na to co miała do powiedzenia.

– Dobrze się dziś bawiłam. Dziękuję.

Nie ruszył się z miejsca. Ona również. Nie spuszczał oczu z jej twarzy. Czy on chce mnie...?

Nie dokończyła myśli, bo drzwi do pokoju otworzyła Lulu. Cała w szoku patrzyła to na nią to na niego. Chłopak ruszył się z miejsca i poszedł bez słowa do siebie.

– Przecież mówiłaś, że go nie lubisz!

– To nie tak jak myślisz! Poszliśmy tylko na drinka. Nadal się nie lubimy.

– Mhm.

Runęła martwa na materac. Patrzyła na Monikę, która opatulona kocem siedziała na łóżku i pisała coś w swoim pamiętniku. Rozglądała się po pomieszczeniu, ale nigdzie nie mogła dostrzec...

– Roży... - Nie chciała tego powiedzieć na głos.

Zwróciła uwagę dziewczyny. Jej oczy były szeroko otwarte. Nie było już odwrotu, musiała wiedzieć jaka była prawda.

– Gdzie twoja róża? – Wymamrotała leżąc przyciśnięta do poduszki. – Widziałam cię jak z nią szłaś przez miasto.

Do rozmowy dołączyła Lulu, której nie mogły ominąć żadne ploteczki.

– Od kogo? Czemu nic nie powiedziałaś? O boże, muszę znać szczegóły!

Blondyneczka wyglądała jakby osaczyły ją dzikie zwierzęta. Uległa jednak błaganiom Lulu.

– Poznałam kogoś z miasta. To nic takiego, dopiero co zaczęliśmy się spotykać. Nic oficjalnego.

Kogoś z miasta? Irmina nie wiedziała co ma myśleć. Uwierzyć, nie uwierzyć? Może jej się tylko wydawało, że róża wygląda tak samo? Albo pani z kwiaciarni sprzedaje wszystkim takie same róże? Nie mogła zasnąć. Z lewego oka popłynęła jej pojedyncza łza.

Uczelnia Sztuk MagicznychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz