Rozdział XX

24 2 0
                                    

Czas mijał jej tak spokojnie, że aż wyczekiwała potężnego chaosu. Trzymała Gabriela z dala od siebie kiedy tylko mogła. Widziała rosnące niezadowolenie w oczach jego matki. Bała się jej. Nie wiedziała jaka jest naprawdę, co będzie w stanie zrobić w ramach ostatniej próby zatrzymania bogactwa. Nie chciała tu dłużej mieszkać.

Zastanawiała się nad wynajęciem czegokolwiek, ale ceny przekraczały kwotę jaką dostawała od rodziny. Nawet gdyby jakimś cudem zdobyłaby tu pracę, nie byłaby w stanie udźwignąć brzemienia dorosłości i śmierci wiszącej w powietrzu.

Obawiała się tego co powiedziała jej Saskie. W każdej chwili może zostać poproszona o przysługę. Nie chciała być w takim momencie w domu. Jeśli nie podda się jej woli, rodzina nie będzie przynajmniej musiała oglądać jej ciała.

Wychodząc po dwóch dniach na wolność czuła ulgę. Miała przydzielony czas na dzisiejsze zajęcia. Musiała zmieścić się w mniejszym wymiarze godzin.

Profesor zaprosił ją na zajęcia na świeżym powietrzu. Udała się w wyznaczone miejsce w lasku za uczelnią. Dokładnie tam gdzie znajdował się kamienny krąg.

Dęby wypuściły piękne liście. Słuchała szumu jaki wydobywał się z koron drzew kiedy poruszał nimi wiatr. Mogłaby przysiąc, że słyszy śpiew. Kołysankę.

Nieuważnie znów dotknęła jeden z kamieni i poraziła ją moc. Uczucie przypominało jej kopnięcie prądem.

– Nie bój się tego uczucia.

Odwróciła się i dostrzegła profesora siedzącego z notatkami pod jednym z drzew.

– Choć to wydaje się być bolesne, magia po prostu próbuje przepełnić twoją duszę. Kto wie może jak dostatecznie się jej poddasz to usłyszysz szepty bogów. Podobno tylko tak można do nich dotrzeć nie będąc egzorcystą.

– Jaki jest haczyk?

– Zawsze musi jakiś być. Jeśli faktycznie poddasz im swoją dusze nie ma odwrotu. Należysz do nich, stajesz się kapłanem ich światła.

Wstał spod drzewa i rzucił w nią czymś. Kawałek jakiegoś żołędzia uderzył w jej ramię. Patrzyła zaskoczona.

– No co, praktyka to praktyka. Musisz je wszystkie wyczuć i odbić. Do perfekcji.

Zaczęły latać w jej stronę różne badyle, szyszki, a nawet kamienie. Za wolno wyczuwała ich nadejście. Tworzyła barierę za wolno. Dostawała co jakiś czas małymi odłamkami. Po godzinie zmęczyła się od ciągłego zmieniania pozycji ataku. Musiała stać pewnie na nogach, tak by łatwo było jej obrócić się w pożądanym kierunku tak szybko jak to możliwe.

Potrzebowała wiele godzin nauki i lepszej kondycji fizycznej.

Zmęczona i obolała po zakończonych zajęciach, udała się do Duszalnika. Czuła, że to zły pomysł pojawiać się tam po bójce.

Usiadła koło lady i czekała. Pojawił się Romuald i kiedy ją zobaczył wyglądał na zaniepokojonego.

– Groził ci? Masz minę jakby wyobraził sobie twoje tortury.

– Dokładnie o to chodziło, ale nie moje tortury. Pokazał co zrobi tobie jeśli się zbliżę.

– Okropny człowiek.

Wyciągnął szklankę do whisky i polał sowicie.

– Nie zamawiałam nic. Po za tym nie wiem jak poradzę sobie teraz z pieniędzmi.

– Na mój koszt. Ludzie z uczelni naprawdę dają ci w kość.

– Nie tylko oni.

Uczelnia Sztuk MagicznychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz