Rozdział XXI

24 1 0
                                    

Wszyscy czegoś chcą, a nie dają nic w zamian.

Profesor pozwolił jej poćwiczyć magię ognia. Obserwował uważnie jej próby tak by szybko ugasić pożar gdyby doszło do podpalenia. Z niepokojem patrzył na latające płomienie układające się w różne kształty. Bardzo chciała powtórzyć widowisko jakie pokazał jej Zachary układając szybującego smoka z dymu. Ogień okazał się być trudnym materiałem. Nie można go było tak po prostu okiełznać. Dym jest istniejącym ciałem, a ogień tylko energią.

Płomienie okalały jej dłonie. Miała narzuconą barierę ochronną na skórę. Najmniejszy błąd mógł sprawić, że zostaną jej blizny na całe życie.

Coś poleciało w stronę jej głowy. Wystawiła rękę i złapała nadgryzione jabłko.

- Dobrze, ale spaliłaś moje śniadanie.

Poczuła swąd pieczonego jabłka i zgasiła szybko płomienie. Owoc w jej ręku przypominał już węgielek.

Wstała z ziemi i otrzepała kolana z piachu. Podała Noemu jego jabłko i ruszyła w stronę miasta.

- Jakieś masz plany na dzisiaj, że wychodzisz wcześniej?

- Być może.

- Mam się martwić?

Za długo zwlekała z odpowiedzią i od razu zmienił mu się wraz twarzy. Nie lubiła kiedy patrzył na nią jakby był rozczarowany.

Ruszyła do miasta zanim postanowiłby ja zatrzymać. Idąc po ścieżce między drzewami wpadła na Zacharego idącego na swoje zajęcia. Zatrzymała się spanikowana. Nie rozmawiali ze sobą od czasu kiedy usunęła mu pamięć. Nie wiedziała jak miałby przy nim zachowywać się normalnie.

- Hej.

Powiedział to i jak gdyby nigdy nic, minął ją i poszedł dalej. Otrząsnęła się z szoku i skierowała się w stronę miasta.

Przeszła kawał drogi z jednego krańca miejscowości na drugi i wybrała się na odległa wycieczkę w stronę zamku. Za długo to odkładała.

Dręczyły ją koszmary. Budziła się słysząc krzyki i nie mogła zlokalizować ich źródła. Wiecznie rozkojarzona pracowała wieczorami na kuchni w Duszalniku. Dziękowała Romualdowi za to, że nie każe jej pracować przy barze. Nie mogłaby znieść upokorzenia i wyzwisk jakie i tak słyszała od innych studentów kiedy tylko mieli okazję.

Coś podpowiadało jej, że to właśnie na zamku znajduje się coś co pozwoli uciszyć głosy w głowie. Przynajmniej taką miała nadzieje.

Kiedy weszła do lasu poczuła się jakoś nieswojo. Obserwowała uważnie otoczenie, ale nie mogła się niczego dopatrzeć. Miała jednak pewność, że nie jest tam sama.

Tego się właśnie obawiała. Temu tak długo zwlekała. Była pewna, że tam jest coś ważnego i ktoś spróbuje ją powstrzymać.

Po jakimś czasie jej buty zamieniły się w mokrą szmatę. Nie przewidziała, że przez tyle lat droga w to miejsce zamieni się w kompletną ruinę. Nie spodziewała się nawet, że studenci musieli iść kiedyś tyle czasu by dotrzeć na zajęcia. A może mieszkali tam?

Kiedy ujrzała pierwsze pozostałości murów zdała sobie sprawę z tego jaki ogromny musiał być ten zamek. Brama wejściowa zachowała się w dobrym stanie. Pochłonęła ją roślinność jak i wszystko dookoła. Wszędzie piął się bluszcz, róże i dzikie owoce. Usiadła na kupie kamieni, które musiały być kiedyś jakąś dużą salą. Rozpoznała miejsca, w których musiały stać kolumny. Obserwowała okolice mając nadzieje, że dostrzeże coś więcej niż gruz.

Uczelnia Sztuk MagicznychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz