Emilia

15 4 3
                                        


Weszłam do mieszkania z duszą na ramieniu. Patrycja nie odzywała się do mnie odkąd widziałyśmy się w galerii, dlatego też zdziwiłam się informacjami od Daniela. Pewnie nie chciała, żebym odwołała spotkanie z Konradem.

- Pat? – zapytałam, zamykając drzwi. – Gdzie jesteś?

- W salonie – usłyszałam jej cichy głos.

Leżała na sofie, przykryta od stóp do głów grubym kocem. Oczy miała szkliste i od razu zorientowałam się, że ma gorączkę, bo na twarzy miała czerwone wypieki.

- Co się stało? – usiadłam obok niej.

- Rozłożyło mnie totalnie, kochana. Już rano bolało mnie gardło, ale myślałam, że jakoś przejdzie. Pół biura chore, a ja naiwna sądziłam, że mnie to ominie. Wzięłam jakieś leki, cały dzień taki intensywny, ale pod koniec czułam się już fatalnie i odwołałam ostatnie spotkanie.

- Dlaczego nie zadzwoniłaś?

- Chciałam, żebyś normalnie wyszła na spotkanie. A właściwie skąd wiesz? Czy Daniel zamiast zorganizować sobie jakoś czas, wrócił do domu? – zapytała z jękiem.

- Tak. Przed chwilą przyszedł.

- Cholera, jacy ci faceci niedomyślni. Przeszkodził wam?

- Daj spokój – poszłam do kuchni, żeby wstawić wodę na herbatę. – W niczym nam nie przeszkodził. Właśnie skończyliśmy kolację.

- Czyli do niczego nie doszło? – drążyła Patrycja.

- Nie! – odpowiedziałam stanowczo, choć byłam pewna, że gdyby nie przyjście Daniela, z pewnością by mnie pocałował. Sposób w jaki na mnie patrzył i dotknął moich ust ... Musiałam przyznać, że trochę żałowałam, że do tego nie doszło.

- Szkoda – odpowiedziała moja przyjaciółka i kichnęła. – Boże, nienawidzę być chora!

Roześmiałam się i zaczęłam przygotowywać jej herbatę z dużą ilością miodu, soku malinowego i imbiru. Oczywiście nie wzięła żadnych leków, dlatego odnalazłam coś na przeziębienie w naszej domowej apteczce. Patrycja poszła przebrać się w piżamę i przeniosła do swojej sypialni. Wypiła herbatę, wzięła leki i odmówiła zjedzenia czegokolwiek. Zwinęła się w kłębek i po chwili już spała. Zamknęłam drzwi od jej pokoju i wróciłam na kanapę. Próbowałam się czymś zająć, wzięłam do ręki książkę, której nie skończyłam jeszcze czytać, ale moje myśli bezustannie wracały do Konrada.

Sama nie wiem, jak w kilka dni udało mu się sprawić, że moje serce biło szybciej, na samą myśl o spotkaniu z nim. Kiedy Daniel zjawił się w mieszkaniu, sprawiał wrażenie niepocieszonego. Byłam przekonana, że chciał spędzić ten czas sam na sam ze mną. Wspomnienie jego ust tak blisko moich, oczu wpatrzonych we mnie, to wszystko powodowało, że nie potrafiłam się uspokoić. Jak to możliwe, że po kilku latach samotności, poczułam nagle potrzebę, by być blisko z mężczyzną. Co takiego miał w sobie, że aż tak mnie do siebie przyciągał? Był przystojny, bez dwóch zdań, wysoki, dobrze zbudowany, z magnetycznym spojrzeniem, ale wiedziałam, że nie chodzi tylko o jego wygląd zewnętrzny. To było coś więcej.

Kiedy odłożyłam książkę, zauważyłam, że do mnie napisał. Pytał, jak się czuje Patrycja i czy czegoś nie potrzebujemy. Zerknęłam szybko na zegarek, było już dość późno, a ja rano musiałam wstać do pracy, a mimo tego, zapytałam, czy wybiera się jeszcze na spacer z Dallasem. Przez dłuższą chwilę nie odpisywał, ale nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Byłam przekonana, że to właśnie on i nie pomyliłam się. Uchyliłam drzwi i zauważyłam merdającego ogonem Dallasa.

- Hej – szepnął. – Patrycja śpi?

- Tak, wzięła leki i odpłynęła. Idziecie na spacer, czy wracacie?

- Właśnie idziemy. Jeśli masz ochotę dołączyć, to zapraszamy – uśmiechnął się. – Tylko musisz się ciepło ubrać.

- Daj mi sekundę, pójdę po sweter.

Poszłam do sypialni i wybrałam jeden z cieplejszych swetrów. Po chwili wróciłam do niego, włożyłam kurtkę i buty i opatuliłam się grubym szalem. Po cichu zamknęłam drzwi i poszliśmy z Dallasem do parku. Od rana napadało mnóstwo śniegu, mróz szczypał w policzki, ale dookoła było niezwykle magicznie. Owinęłam się mocniej szalem. Konrad spuścił psa ze smyczy i tradycyjnie już odnalazł moją rękę.

- Zimno, co? – zapytał, ściskając mocniej moją dłoń.

- Strasznie – przyznałam. – Ale i tak pięknie.

Objął mnie ramieniem, żeby mnie ogrzać. Mimo zimna, wewnątrz czułam, że płonę. Czułam się jak obudzona z jakiegoś snu. Odurzona tymi nagłymi uczuciami ... Podobne towarzyszyły mi tylko raz w życiu, kilka lat temu, gdy byłam nastolatką. Byłam przekonana, że już nigdy w życiu niczego podobnego nie poczuję. Konrad zatrzymał się nagle i objął mnie jeszcze mocniej. Zachłannie wdychałam zapach jego perfum, kładąc głowę na jego klatce piersiowej. Uniósł delikatnie mój podbródek i mimo tego, że dookoła było ciemno, zobaczyłam przede wszystkim jego błyszczące oczy. Uśmiechał się. Chyba chciał mnie pocałować, gdy nagle usłyszeliśmy szczekanie Dallasa w oddali.

- Cholera – zaklnął pod nosem. – Pewnie coś zobaczył. Dall!

Ruszyliśmy w kierunku, skąd dobiegało szczekanie. Pies oddalił się już nieco, więc musieliśmy przyspieszyć kroku. Przez dłuższą chwilę nie mogliśmy go znaleźć, w końcu jednak zauważyłam go pod wielkim drzewem. Musiał coś tam wypatrzeć. Konrad nie mógł go uspokoić przez dłuższą chwilę i powiedział, że chyba najlepiej będzie jak wrócimy do domu.  

Oddycham w twoich snachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz