Rozdział 24

226 33 5
                                    


Joel

Kiedy przebudziłem się po raz kolejny, ze zdziwieniem odkryłem, że najwyraźniej dochodziło już południe. Leniwie zdjąłem z siebie kołdrę, a kot rzucił mi zdegustowane spojrzenie, gdy przypadkiem zrzuciłem go z dotychczasowego miejsca tuż przy mojej głowie. Dzień bez dwóch zdań był piękny i słoneczny, a promienie były na tyle intensywne, że wnętrze pokoju zrobiło się zwyczajnie duszne. Powinienem był otworzyć okno, ale nie miałem na to siły.

Wciąż byłem zbyt rozluźniony po nocy spędzonej z Roderickiem.

Odruchowo przymknąłem powieki i uśmiechnąłem się do wspomnień. Wciąż były żywe, jakbyśmy jeszcze sekundę temu dotykali się z namiętnością, zakopani w pościeli. Powoli zaczynało mi burczeć w brzuchu, ale z drugiej strony czułem się rozkosznie zmęczony. Cudownie wyciszony i spokojny.

Boże, chyba bardzo brakowało mi seksu.

Nie, pomyślałem sobie. Tak naprawdę brakowało mi kogoś takiego, jak Rod, bo to z nim wiele rzeczy nabrała nowego znaczenia. Nadal gryzły mnie kompleksy i to poczucie, że nie mogłem mu dać tak wiele, jak on mi, ale chciałem nad sobą pracować. Nie miałem zamiaru zostać kulą u nogi na wieczność, co to, to nie.

I właśnie, gdzie on się podział?

Przesunąłem po omacku dłonią po jego połowie łóżka, ale napotkałem tylko chłodny materiał i kota. Biedak znowu rzucił mi spojrzenie, gdy przeze mnie musiał układać się na nowo po raz drugi tego samego poranka. Zazwyczaj nie wpuszczaliśmy go do łóżka, ale czego Rod nie widział, to się nie wydarzyło. W ogóle spało mi się jakoś milej niż w moim pokoju, a gdyby nie ćmiąca blizna po postrzale sprzed wielu tygodni, czułbym się idealnie. Niestety blizna wciąż była widoczna, ale pobolewała tylko wtedy, gdy akurat przeforsowywałem się fizycznie.

Tym razem było warto.

Kiedy w końcu wstałem, zrobiłem to z szerokim uśmiechem na twarzy.

Wygrzebałem czyste bokserki z szuflady, naciągnąłem świeże dresy na tyłek i ruszyłem do kuchni, gdzie czekało na mnie kolejne zaskoczenie tego dnia. Małe pomieszczenie pachniało jak świeże pieczywo, a ten rozkoszny zapach najwyraźniej wydobywał się z reklamówki rzuconej niedbale na okrągłym stole. Świeża kawa już parzyła się w dzbanku, a pokrojone owoce leżały w miseczce na blacie tuż przy wiekowej lodówce.

W momencie, gdy ta niespodzianka wydała mi się najwspanialsza na świecie, życie znowu mnie zaskoczyło. Roderick wyszedł z naszego prowizorycznego balkonu, który był jednak przede wszystkim drogą ewakuacyjną, a gdy nasze spojrzenia się spotkały, od razu się rozweselił. Też miał na sobie tylko dresowe spodnie i wciąż był boso.

— Dzień dobry — przywitał się flirciarsko.

Czułem się jak zadurzony dzieciak, gdy rozważałem, co mu odpowiedzieć

Dzień dobry, zamigałem i ponownie rzuciłem okiem na pachnącą reklamówkę. Zrobiłeś nam śniadanie?

— Kiedy ty robiłeś nam cosplay śpiącej królewny, poszedłem po świeżutkie croissanty, owoce, bitą śmietanę... A zresztą, chodź tutaj i się przekonasz. Nawet rozłożyłem nam stolik i krzesła.

Sprawnie pokonałem dzielącą nas przestrzeń, wyjrzałem przez okno i westchnąłem z zaskoczenia. Nie tylko rozłożył nam jedzenie, ale zapalił nawet cholerne tealighty w miniaturowych świecznikach.

Z wrażenia poczułem, jak moje ciało przeszło w przedziwny stan paraliżu.

Jeśli można było umrzeć ze szczęścia, to chyba właśnie wkraczałem w ten stan.

Polowanie we mgle (De Luca #1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz