Rozdział 29

117 25 3
                                    

Roderick

Pierwsze dwa dni były najgorsze.

Wszystko mnie bolało i ciągnęło, co jakiś czas łapałem gorączkę, a od antybiotyku jedynie gorzej bolał mnie brzuch. Niestety powrót do zdrowia nigdy nie był łatwy. Miałem wrażenie, że ta chwilowa niepełnosprawność kompletnie odarła mnie z godności, bo ledwo mogłem dojść nawet do cholernej łazienki.

Wszyscy kazali mi leżeć, odpoczywać, ale gdy tylko Josh zaproponował mi, że podrzuci szpitalną kaczkę, wnerwiłem się nie na żarty. Może i dramatyzowałem bardziej niż należało, jednak nie miałem zamiaru sikać we własnym pokoju. Koniec, kropka.

Jedynym plusem była obecność Joela.

Opiekował się kotem i mną z czułością, której nie widziałem u niego nigdy wcześniej. Moją ulubioną zmianą między nami było to, że teraz nie tylko zasypiał ze mną co noc, ale także leżał tuż obok w dzień. Przynosił posiłki, sprzątał mieszkanie, prał moje dresy przepocone przez gorączkę.

Robił wszystko, czego tylko mógłbym chcieć, a nawet jeszcze więcej, bo dotrzymywał mi towarzystwa bez chwili przerwy. Przez to, jak bardzo obolałe było moje ciało, miałem problemy z utrzymaniem rąk w górze, więc nie mogłem migać.

Musiałem mówić.

Tak trafiliśmy na aplikację, która syntetycznym głosem odczytywała wklepany tekst.

— Musisz więcej odpoczywać — oznajmił bezbarwny kobiecy głos.

Trochę mnie to rozbawiło, ale pożałowałem od razu, gdy tylko mój brzuch przeszyły sztylety. Śmiech mi chwilowo nie służył, ot co.

— Mam dość odpoczynku — burknąłem, zmęczony i zły. — Możesz chociaż mnie dobrze wypieprzysz, co? Proszę.

Mogłem przysiąc, że po takim czasie z Joelem czytałem z każdej jego miny tak, jakby ten co rusz oferował mi tysiąc słów. Najpierw wyglądał na zszokowanego, ale już po chwili to zaskoczenie przeszło płynnie w irytację, może wręcz zmęczenie. Nie spuszczał ze mnie swoich lodowobłękitnych oczu, a jego kształtne brwi marszczyły się, gdy przez jego głowę wyraźnie przelatywały różne myśli. Siedział na fotelu przysuniętym do łóżka, ubrany tylko w moją koszulkę i bokserki. Nie kłopotał się poszukiwaniem spodni, a ja go do tego nie namawiałem. Przecież nie mogłem mu powiedzieć, że tatuś być może na nas patrzył.

— Proszę, Joel — dodałem po chwili, wkładając w to całą swoją tęsknotę.

Grałem nieczysto, ale co z tego?

Skorzystałem z okazji i wyciągnąłem rękę, którą położyłem na jego kształtnym bicepsie. Nadal byłem pod wrażeniem, jak pięknie rozwinęła się jego muskulatura i w ogóle cała sylwetka. Wystarczyło tylko trochę ćwiczeń, mnóstwo seksu i regularne posiłki bogate w białko.

Byłem z siebie zadowolony, gdy drgnął od dotyku moich palców.

Gdy wziął do ręki telefon, spodziewałem się zgody. No, może jakiejś równie flirciarskiej odpowiedzi, ale gdy kolejny głos, tym razem męski, odezwał się, straciłem całą nadzieję.

— Jesteś ranny i obolały. Nie mam zamiaru cię skrzywdzić, więc nie.

— Tęsknię za tobą — wymamrotałem.

— Ja też za tobą tęsknię — odpowiedział mi zimny głos.

Widziałem w oczach Joela, że nie kłamał.

Wodził niespiesznie wzrokiem po moim wymęczonym ciele, jednak robił to bardziej z troską niż z pożądaniem. Nie mogłem mu się dziwić, bo sam pewnie też nieźle bym spanikował, gdybym musiał widzieć go w takim stanie. Swego czasu go uratowałem, ale moje rany były głębsze, bardziej rozległe. Nie wiem, co bym zrobił bez jego czułej troski.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 09 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Polowanie we mgle (De Luca #1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz