Rozdział 19

157 29 9
                                    

Docieramy już do półmetka historii! Jak wrażenia? Na co czekacie? <3

Roderick

Z punktu pobrań pojechałem prosto na osiedle Emiliano.

Siedziałem w swoim zwykłym miejscu gdzieś pośrodku gęstej parkowej roślinności. Miałem nadzieję, że ze względu na porę nie będzie go w domu, lecz tym razem niestety się to nie spełniło. Lio snuł się po domu w samych dresach. Dreptał tam i z powrotem, wyraźnie strapiony i strudzony.

— Gdybyś tylko mógł mi powiedzieć, co cię dręczy...

Gdybym tylko mógł, bez wahania wszedłbym mu do głowy.

Mogłem się założyć, że znał odpowiedzi na wiele pytań, które mnie dręczyło. Był moim brakującym elementem w tej skomplikowanej układance, którą stanowiła cała rodzina De Luca. Mogłem się założyć, że i Joel wiedział o wiele więcej, niż mógł mi do tej pory przekazać.

Cóż, musiałem obejść się smakiem.

Nadal miałem na swojej głowie aukcję.

Musiałem się tam pojawić, musiałem mądrze dystrybuować informacje w taki sposób, by nikt nie domyślił się, że donosiłem w dwie strony. Czasem przypominało mi to grę w szachy, na dodatek taką, w której nie można było wziąć przerwy.

Gdy zrozumiałem, że tym razem na pewno nie przejrzę mieszkania Lio, skapitulowałem. Z westchnieniem schowałem lornetkę do papierowej torby po zakupach, a potem wróciłem do samochodu.

Nadal miałem tysiąc rzeczy do ogarnięcia.

Pojechałem więc do szkoły dla dorosłych blisko mojego mieszkania, podpytałem o szczegóły i zabrałem ze sobą formularz. Nie byłem do końca pewien, jak to funkcjonowało, ale ku mojemu zaskoczeniu część z zajęć była darmowa. Nie brakowało mi pieniędzy, lecz to była miła niespodzianka.

Później wstąpiłem do pierwszego lepszego sklepu z telefonami. Rozważnie wybrałem jakiś dotykowy model, który wyglądał na duży. Pomyślałem, że Joelowi będzie łatwiej stukać na większym ekranie. Kupiłem mu smartfona.

Gdy wrzucałem zakupy na tylne siedzenie, uśmiechnąłem się.

Byłem ciekaw, co powie, gdy dostanie swój prezent.

Już miałem jechać do domu, gdy coś mnie tknęło.

Nadal musiałem wybrać się do Josha po receptę, więc po raz kolejny tego dnia władowałem się do swojej toyoty i ruszyłem w drogę. W którymś momencie zrobiło się tak ciepło, że opuściłem szyby i pozwoliłem, by podmuchy świeżego powietrza wytarmosiły moje włosy na wszystkie strony. Wsunąłem ciemne okulary na oczy, nuciłem hit lat osiemdziesiątych razem z radiem i rytmicznie stukałem palcami w kierownicę.

Rzadko miewałem tak spokojne dni, dlatego chciałem chłonąć każdą sekundę.

Osiedle Josha do złudzenia przypominało moje. Zamiast wysokich bloków były jednakowe bliźniaki po obu stronach ulicy, ale klimat był dokładnie ten sam. Bez zawahania wjechałem na jedno z dwóch miejsc parkingowych i uśmiechnąłem się na widok jego starego grata. Był w domu.

Przekręciłem kluczyk w stacyjce, a gdy silnik zgasł, dałem sobie kilka sekund na ochłonięcie.

Przebywanie w jego towarzystwie stało się jednocześnie trudne i łatwe, dlatego potrzebowałem tej chwili dla siebie.

— Weź się w garść, Rod — szepnąłem do siebie, przymykając na chwilę oczy.

Mogłem się założyć, że obserwował mnie przez okno swoim sokolim wzrokiem, ale był dyskretny. Potrafił robić to tak, że nie przyłapałbym go nawet wtedy, gdybym bardzo tego chciał.

Polowanie we mgle (De Luca #1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz