Jesteście tu ze mną? Koniecznie zostawcie po sobie jakiś ślad! <3
Roderick
Następnego dnia siedziałem przy barze w podłej spelunie gdzieś pośrodku jednej z tych mniej bezpiecznych dzielnic. Oczywiście nie wybrałem najgorszego miejsca z możliwych, bo ściany wszędzie miały uszy. To była solidna miejscówka, w której mogłem bez przeszkód dyskutować z moimi informatorami, wymieniać się danymi i miałem pewność, że nikt nas nie podsłuchiwał. Wszystko i tak skutecznie zagłuszała muzyka oraz upierdliwie dynamiczna relacja spikera, który komentował rozgrywki futbolu amerykańskiego.
Nie kibicowałem żadnej drużynie, więc miałem to w dupie.
Dla mnie liczyło się tylko to, co miał dostarczyć mi Vin, a tego dnia jak na złość był cholernie spóźniony. Dochodziła już dwudziesta pierwsza trzydzieści i czwartkowy wieczór ciągnął mi się niemiłosiernie. Moja noga drgała nerwowo, co nie zdarzało mi się dość często. Próbowałem zachować spokój, ale jego nieobecność musiała coś zwiastować.
Ten facet nigdy nie spóźnił się choćby o sekundę, więc pół godziny tym bardziej mnie martwiło. Kurwa, miałem szczerą nadzieję, że żaden gnój go nie zastrzelił, ani nie odkrył jego prawdziwej tożsamości. Nikt tak nie wygrzebywał informacji, jak stary dobry Vincent i życie byłoby o wiele trudniejsze bez jego pomocy.
— Chcesz jeszcze jedno?
Właściciel całego miejsca, pan Jenkins, skinął w stronę mojej opróżnionej butelki bezalkoholowej corony. Przez moment patrzyłem w zamyśleniu na jego pomarszczoną serdeczną twarz i w końcu skinąłem. To był miły facet. Trochę kojarzył mi się z dziadkiem, którego nigdy nie miałem. Zawsze chętnie zostawiałem mu napiwki z myślą, że chociaż w ten sposób mogłem wspomóc lokalną społeczność. Taki sobie wymyśliłem metaforyczny plasterek na złe uczynki.
— Poproszę.
— Już się robi.
Kiedy kolejna butelka stanęła przede mną na obdartym drewnianym blacie, złapałem ją od razu i wlałem sobie kilka łyków do gardła.
A później czekałem.
Czekałem.
Minęło kolejne dobre pół godziny, nim w końcu w drzwiach lokalu stanęła ponura sylwetka odziana w ciemny płaszcz i kapelusz, który nijak nie pasował do stylizacji. Niesamowicie ulżyło mi na widok kumpla, ale cała ta dobra energia wyparowała, gdy tylko dosiadł się na stołek obok i wyjawił, co go zatrzymało. Patrzył na mnie swoimi czekoladowymi oczami ze zmartwieniem, przeczesując w zamyśleniu swoją gęstą brodę.
— Co się stało? — spytałem bez ogródek. — Masz to, o co cię prosiłem?
Kiwnął nieznacznie głową, a później wyjął spod płaszcza szarą teczkę bez żadnych oznaczeń i wepchnął mi ją w ręce.
— Nawet nie wiesz, ile kosztowało mnie zdobycie tych informacji.
— Tak? — zdziwiłem się. — Co masz przez to na myśli?
Westchnął z irytacją, a potem bez pytania złapał moje piwo i upił solidny łyk.
— Tylko to, że na dźwięk imienia „Vex" każdy nagle nabierał wody w usta. To nie było proste, ale w końcu wygrzebałem dwie jego potencjalne tożsamości. Sprawa jest dość charakterystyczna, tyle że trafiłem na dwóch chłopców okaleczonych w ten sam sposób. — Rzucił mi znaczące spojrzenie. — W środku masz zdjęcia, nazwiska, trochę dokumentów. To paskudna sprawa. A poza tym, miałeś rację.
— Serio? W czym dokładnie?
Spojrzał na mnie ze zgrozą w oczach.
— To było porwanie z zemsty.
CZYTASZ
Polowanie we mgle (De Luca #1)
RomanceNapięcie w Filadelfii sięga zenitu. W tej grze sił liczy się przede wszystkim brutalność... Roderick z niecierpliwością wypatruje zakończenia swojej pracy pod przykrywką. Jest zmęczony pracą dla FBI i tym, w co go zamieniła, ale sam nie potrafi zdob...