Kochani,
bardzo przepraszam za opóźnienie!!! Przy planowaniu wybrałam złą datę, a że nie zaglądałam w tym tygodniu na wattpada - dopiero to zauważyłam. Proszę o wybaczenie, jutro planowo będzie kolejny rozdział, a w ramach wynagrodzenia dorzucę bonusy na majówkę.
Miłej lektury!
Wasza Eliana
Joel
Noce były najgorsze.
Nigdy specjalnie za nimi nie przepadałem, ale od kiedy Rod znalazł się w kiepskim stanie, jakimś cudem zmieniły się w jeszcze większą udrękę. Jedyne źródło światła o tej porze stanowiły świeczki, które pozapalałem w różnych miejscach mieszkania. Nadal słabo reagował na ostre światło, a płomienie migocące na knotach zatopionych w wosku, nie powodowały aż takiego dyskomfortu w jego oczach.
Na tym kończyły się jakiekolwiek pozytywy.
Źle sypiał, był apatyczny i krztusił się przy większości pokarmów, które mu oferowałem, a przechodziłem samego siebie. Nigdy specjalnie nie gotowałem, bo i nie było ku temu warunków, aż nie pojawił się Roderick. W trosce o niego włączyłem w salonie jakiś kanał kulinarny i próbowałem odtworzyć krok po kroku przepis pokazywany na ekranie. To nie było nic wymyślnego, zwykły sos pomidorowy z takim śmiesznym makaronem, który przypominał trochę miniaturowe obrączki. Do tego wystarczyło wrzucić fasolkę, salami i to by było na tyle. Niby proste, jednak ręce drżały mi za każdym razem, gdy dorzucałem do garnka kolejny składnik. Wszystko pokroiłem na drobne kawałeczki.
W zasadzie niewiele dzieliło mnie od tego, żeby zgnieść to na papkę.
Problemem nie była tylko obolała szyja Rodericka, ale też ta cholerna angina, która potwornie mu dokuczała.
Antybiotyk działał, ale wolniej, niż miałem nadzieję.
A ja chciałem tylko, żeby on w końcu poczuł się lepiej.
Na swoje lekcje przyniosłem pudełko z lekiem. Na szczęście pani Prachett od razu zrozumiała, o czym chciałem się uczyć. Wystarczył mój specjalny znak, który w migowym stanowił odpowiednik czyjejś ksywki, żeby wiedziała, że chodziło Roda. Byłem coraz bliżej tego, by któregoś dnia poprowadzić prawdziwą rozmowę od zera.
Miałem wrażenie, że to zbliżało się do zasięgu moich dłoni, dosłownie i w przenośni.
- Chcesz, żebyśmy spisali listę zakupów do apteki? - spytała łagodnie.
Uśmiechnęła się szeroko, gdy ochoczo kiwnąłem głową.
Musiałem gestykulować, ale dawaliśmy sobie radę.
Miałem ochotę krzyczeć z radości, gdy staruszka przyniosła swoje wielgachne pudło z kuchni, a potem pokazywała mi każdą rzecz po kolei. Wspólnie zapisaliśmy tabletki na gorączkę, spray na katar i plastry rozgrzewające.
Rod nie je.
Bałem się, że mnie nie zrozumie, ale gdy zamigałem, skinęła głową. Zrobiła to tak ochoczo, że okulary ze sznureczkiem prawie zsunęły jej się z nosa.
- Elektrolity! Ach, biedny ten nasz Chris. Chyba strasznie go wzięło.
Na moment aż zdębiałem.
Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że przecież cały świat znał go pod nieprawdziwym imieniem. W tamtej chwili ucieszyłem się, że nie mogłem mówić, bo pewnie nieświadomie spaliłbym jego przykrywkę już dawno temu.
![](https://img.wattpad.com/cover/337475780-288-k204812.jpg)
CZYTASZ
Polowanie we mgle (De Luca #1)
RomanceNapięcie w Filadelfii sięga zenitu. W tej grze sił liczy się przede wszystkim brutalność... Roderick z niecierpliwością wypatruje zakończenia swojej pracy pod przykrywką. Jest zmęczony pracą dla FBI i tym, w co go zamieniła, ale sam nie potrafi zdob...