Prolog

1.6K 412 61
                                    

Alex 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Alex 

Miałem już dość szpitali, zabiegów, rehabilitacji i wszystkiego, co związane ze zdrowiem. W ciągu dziesięciu lat przeszedłem cztery operacje ręki, usunięcie torbieli, a nazajutrz miałem mieć operowany cholerny nos. Zwlekałem z tym zdecydowanie zbyt długo, czego skutki odczuwałem coraz dotkliwiej. Ciągła senność, niedotlenienie i chrapanie tak uciążliwe, że budziłem nawet siebie.

Kiedy byłem na kwalifikacji do zabiegu, lekarz nie mógł uwierzyć, że byłem w stanie jeszcze oddychać, mając tak zrujnowaną przegrodę nosową. Twierdził, że nawet zawodowi bokserzy nie trafiali do niego w takim stanie. Cóż... Furia mojego braciszka była potężna, więc i ciosy srogie.

– Denerwujesz się? – zagadnęła Livvy i rzuciła we mnie ręcznikiem.

Posłałem jej mordercze spojrzenie, ponieważ na moich kolanach spał wykończony treningiem Sorin. Właściwie po każdym treningu mówił, że mnie nienawidzi i już nigdy nie będzie grał w football, ale kiedy przyjeżdżałem i mówiłem, że wcale nie musi grać, oburzał się, pakował torbę, a później na boisku dawał z siebie wszystko. Ten mały szatan był naprawdę dobry i jeśli nie okaże się tak głupi jak ja, wróżyłem mu spektakularną karierę.

Treningami młodzieży zajmowałem się po godzinach, a na co dzień pracowałem dla Adriena. Początkowo odmawiałem mu współpracy, ale kiedy z dużym opóźnieniem skończyłem studia, przystałem na jego propozycję. W ten sposób byłem odpowiedzialny za kontakty z klientami agencji reklamowej. To, czym się zajmowałem znacznie odbiegało od moich szczeniackich marzeń, ale teraz, po wielu latach, ceniłem sobie stabilizację i spokój. Chyba w końcu dorosłem i nie potrzebowałem poklasku i podziwu, by czuć się spełnionym.

– Niby czym? – prychnąłem.

– Kolejnym łamaniem nosa – wtrącił Adrien. – Zbieraj się, podwieziesz mnie w jedno miejsce.

– Jestem uziemiony. – Wskazałem na młodego i rozłożyłem bezradnie ręce.

– Boisz się – mruknął chłopak i odwrócił się tak, żeby na mnie spojrzeć. – Też bym się bał. Podobno mają tam takie małe dłuto i młotek i...

– Chryste, kto ci naopowiadał takie rzeczy? – zaśmiałem się i zrzuciłem go z kolan.

– Sprawdzałem w Internecie – przyznał i przeciągnął się.

– Nie wierz we wszystko, co tam zobaczysz – odparłem i podniosłem się z kanapy. – I idź się wykąpać i do nauki, jutro masz test z matematyki – dodałem, a Livia posłała mi pełne wdzięczności spojrzenie.

Trenował u mnie trzy razy w tygodniu, przyjeżdżałem po niego i odwoziłem, ale warunkiem, żeby w ogóle mógł uczęszczać na treningi, było niezaniedbywanie nauki. Moim zadaniem było tego dopilnować.

W końcu się pozbierałem, pożegnałem bratową i wyszedłem z Adrienem na zewnątrz.

– O co chodzi? – zapytałem od razu, bo wiedziałem, że szukał pretekstu, żeby pogadać, a nie potrzebował, by gdziekolwiek go zawozić.

The moon screams Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz