Rozdział 6

1.2K 391 51
                                    

Alex

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Alex

– Ale czad! – wykrzykiwał Sorin, którego za godzinę miała odebrać Livvy. – Mógłbym zamieszkać na tym balkonie – mówił podekscytowany, jednocześnie bujając się w wiszącym fotelu, który postawiłem w kącie.

– Jeśli zaraz się nie wykąpiesz, to rzeczywiście będziesz siedział na balkonie, bo nikt nie wytrzyma tego smrodu – odparłem i wskazałem mu drzwi łazienki. – Prysznic, a później zadanie z matematyki.

– Nie opłaca się. Niedługo przyjedzie mama i...

– Marsz – przerwałem mu, na co przewrócił oczami i jęknął głośno.

– Jesteś okropny, mógłbyś dać mi trochę luzu – burknął i zwlekł się z huśtawki. Zamiast jednak wejść do środka, utkwił wzrok w czymś po boku. – Dzień dobry – powiedział radośnie i dopiero wtedy opuścił balkon.

– Do łazienki – mruknąłem i tym razem ja wyszedłem, żeby zobaczyć, z kim się witał.

Wtedy ujrzałem wystające znad cienkiej ścianki, dzielącej balkony, ciemne włosy, upięte w kok, a zza barierki kieliszek w smukłej dłoni.

– Dzień dobry – powtórzyłem słowa młodego, a Harper się podniosła i spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem. Prędko jednak odwróciła spojrzenie i wycofała się do drzwi.

– Dobrze wychowany – wymamrotała.

– Niekoniecznie.

– Mówiłam o tym młodym człowieku, który od godziny zachwyca się widokiem – parsknęła.

– Również zachwycam się widokiem. Znacznie dłużej niż godzinę – odparłem, na co kącik jej ust lekko drgnął. – Świętujesz coś? – zapytałem i kiwnąłem na kieliszek w jej dłoni.

Musiałem być ostrożny w rozmowach z nią. Z kilku względów. Pierwszym był fakt, że ewidentnie nie miała siły na ciskanie gromów, a drugim to, że miała faceta. Nie mogłem pozwolić sobie na ingerowanie w tę sferę jej życia. Przynajmniej nie tak gwałtownie, jak bym tego chciał.

– Odreagowuję – westchnęła.

– Samotne picie alkoholu jest niebezpieczne – stwierdziłem. – Ciężki dzień?

Zaśmiała się gorzko i odstawiła kieliszek na parapet, po czym w końcu na mnie spojrzała. Owinęła się szczelniej bluzą, choć panował upał. Sprawiała wrażenie wystraszonej, a ten gest jakby miał zwiększyć jej poczucie bezpieczeństwa.

– Ciężki dzień, tydzień, miesiąc, życie – wymieniała. – Kto by liczył...

Zbliżyłem się do dzielącej nas ścianki i oparłem na niej łokcie. Zauważyłem, że pomiędzy innymi balkonami, w tym miejscu były mleczne szyby. Los naprawdę musiał mi sprzyjać, skoro usuwał nawet takie przeszkody, jak głupia szyba między balkonami.

The moon screams Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz