Rozdział 3

1.4K 416 124
                                    

Harper

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Harper

Dłubałam widelcem w talerzu i próbowałam przekonać się do carpaccio z buraka, które ten talerz zdobiło. Miałam ochotę wstać i pójść na płytę lotniska, żeby tam czekać na samolot, zamiast spędzać ten czas przy czymś, czego nie znosiłam. Rowan jednak uparł się, żebyśmy zjedli śniadanie w restauracji na lotnisku zanim wrócimy do Seattle.

– Nie smakuje ci? – zainteresował się.

– Nie lubię buraków – westchnęłam.

– Byłem przekonany, że uwielbiasz warzywa – stwierdził i na nowo skupił się na swoim jedzeniu. – Poza tym mięso jest niezdrowe, powinnaś odżywiać się lepiej.

– Następnym razem po prostu zapytaj, a nie zamawiaj bez mojego udziału – odwarknęłam. Była szósta rano, a ja już miałam dość tego dnia.

Moja irytacja przez cały ten weekend sięgała zenitu, a teraz zdawała się już wypływać ze mnie uszami. Patrzyłam na mężczyznę, z którym za dwa miesiące miałam wziąć ślub i zastanawiałam się, czy w ogóle mnie znał.

– Nie zdążę już zamówić ci nic innego, zaraz musimy iść na odprawę. Nie złość się, kochanie, zjesz coś na pokładzie samolotu – odparł i wytarł usta serwetką.

– Racja, wystarczy mi burger – wymamrotałam pod nosem i odsunęłam od siebie talerz, po czym wstałam od stolika tak energicznie, że przewróciłam krzesło.

Na szczęście restauracja na lotnisku była zatłoczona i panował w niej gwar, więc nikt niczego nie zauważył. Poza Rowanem.

– Co cię ugryzło? Przez cały weekend zachowujesz się jak rozkapryszona księżniczka. – Również wstał i zgromił mnie wzrokiem. – Po co w ogóle mam lecieć z tobą do Seattle?

– Tak się składa, że właśnie tam mieszkamy – prychnęłam. – Za dwa miesiące się pobieramy, a wszystko zostało na mojej głowie, bo ty postanowiłeś wylecieć na jakieś durne szkolenie.

– Durne szkolenie? – syknął. – Wdrażam się w największy koncern farmaceutyczny na świecie, a ty mi mówisz, że wyleciałem na durne szkolenie? Ja chociaż mam ambicje, żeby podnosić swoje kwalifikacje, a ty stoisz w miejscu, bo bawi cię usypianie ludzi przed operacjami plastycznymi u tatusia – wycedził, a ja wbiłam w niego zaskoczone spojrzenie.

– Bawi usypianie ludzi? U tatusia? – powtórzyłam za nim, patrząc mu zaciekle w oczy. – Masz w ogóle pojęcie, na czym polega moja praca, czy naoglądałeś się seriali medycznych i na tym twoja wiedza się kończy? – zapytałam już całkowicie wyprowadzona z równowagi.

– Harp, kochanie, nie to miałem na myśli – jęknął, kiedy odrzuciłam serwetkę na stolik i złapałam za swoją walizkę.

– Pierdol się, Rowan – warknęłam i ruszyłam energicznym krokiem w stronę sali odpraw.

The moon screams Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz