Rozdział 7

1.3K 402 67
                                    

Harper

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Harper

Stałam przed salonem sukien ślubnych i zastanawiałam się, po co w ogóle to robię. Wątpliwości znów zagościły w mojej głowie i czułam się podle. Rowan nie był ideałem, często przemawiał przez niego egoizm, ale nie zasługiwał na to, żeby żyć z kimś, kto w żadnym stopniu nie darzył go uczuciami.

– Nie wchodź tam – usłyszałam za plecami lekko ochrypnięty głos i odwróciłam się gwałtownie.

– Ty naprawdę mnie prześladujesz – zawarczałam, kiedy zobaczyłam Alexa.

– Nie, kochanie. – Wskazał na jakiś budynek w oddali. – Idę do pracy.

– Na piechotę? – zdziwiłam się.

– Widzisz ten korek? Gdybym jechał samochodem, byłbym na miejscu dwie godziny później – odparł spokojnie i stanął bliżej. Kiwnął na wielką wystawę, na której stały manekiny odziane w białe suknie. – Nie pasowałyby do ciebie.

– Tak się akurat składa, że chciałam wybrać tę. – Pokazałam palcem najobrzydliwszą z nich. Na samo wyobrażenie tego, że miałabym włożyć na siebie ogromną, tiulową bezę, zbierało mi się na wymioty.

– Nie chciałaś – stwierdził pewnie. – Napijmy się kawy – dodał i delikatnie ujął mój łokieć. – To znacznie przyjemniejsze niż wybieranie czegoś, czego się nie chce.

Posłałam mu zaskoczone spojrzenie, a on uśmiechnął się lekko.

– A nie pomyślałeś, że kawy w twoim towarzystwie również nie chcę?

– Nawet przez sekundę taka myśl nie pojawiła się w mojej głowie – odparł i przeniósł dłoń na moje plecy. – Bo chcesz – dodał szeptem tuż przy moim uchu. Zatoczył kciukiem kółko na odkrytym fragmencie mojej skóry, a ja zadrżałam, jakby przez całe moje ciało przeszedł jakiś dziwny impuls.

– Wkrótce wychodzę za mąż. Nieodpowiednim by było umawiać się z innym mężczyzną na kawę – użyłam najbardziej oczywistego argumentu, choć doskonale wiedziałam, że dla niego to żadna przeszkoda. Jego zachowanie jasno wskazywało na to, że nie miałby oporów, by podrywać nawet mężatkę.

– Po pierwsze, nie umawiasz się ze mną, a po drugie, nie proponuję ci romansu, a kawę – odpowiedział swobodnie i przycisnął dłoń mocniej, żeby skłonić mnie do ruszenia.

I, cholera, pozwoliłam mu na to, żeby poprowadził mnie do niewielkiej knajpy nieopodal. Wiedziałam, że to złe. Że powinnam trzymać się od niego z daleka. On niestety miał w sobie coś, co nie pozwoliło mi odmówić. Jakby rzucił na mnie urok, podał mi jakiś narkotyk, który sprawił, że robiłam to, czego chciał. To było niebezpieczne.

Weszliśmy do środka i zajęliśmy stolik. Musiałam przyznać, że miłą odmianą było to, że otwierał przede mną drzwi, odsuwał krzesło i podał kartę najpierw mnie. Chyba zaczęłam przyzwyczajać się do grubiaństwa Rowana, przez co przejawy kultury wobec mnie robiły na mnie nieadekwatnie duże wrażenie.

The moon screams Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz