Rozdział 5

1.2K 387 57
                                    

Harper

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Harper

To był jeden z trudniejszych dyżurów. Właściwie każdy, który odbywałam w izbie przyjęć do takich należał, ponieważ  miałam wtedy do czynienia z różnymi zdarzeniami, których w żaden sposób nie szło przewidzieć. 

Tym razem było to niespodziewane przyjęcie poparzonej, ciężarnej kobiety z urazem głowy. Jej mąż twierdził, że zemdlała podczas gotowania zupy, ja z kolei byłam przekonana, że zarówno poparzenie, jak i rana na głowie, są efektem czegoś innego. Byłam niewiarygodnie wyczulona na przemoc, i choć unikałam oceniania ludzi po pierwszym wrażeniu, on właśnie wyglądał mi na oprawcę.

W pracy kierowałam się nie tylko swoją wiedzą i kwalifikacjami. Często po prostu słuchałam intuicji, która jeszcze nigdy dotąd mnie nie zawiodła. Nie zawsze trzymałam się sztywno ram regulaminowych i procedur, ale finalnie z każdej kryzysowej sytuacji wychodziłam zwycięsko. A raczej moi pacjenci.

Na studiach miałam wykładowcę, który bezustannie powtarzał, żeby nie angażować się emocjonalnie w wykonywany zawód, bo wtedy z lekarzy staniemy się pacjentami oddziału psychiatrycznego. Omal mnie nie oblał za to, że twardo broniłam swojego zdania i twierdziłam, że się myli. Mówił mi wówczas, że pomyliłam zawody i powinnam zostać opiekunką dla dzieci, bo wierzę w bajki.

Podstawową cechą każdego lekarza musi być empatia. Współodczuwanie tego, z czym borykają się pacjenci, zrozumienie, czasem na pozór zwykły uśmiech, czy poklepanie po plecach, są w stanie sprawić, że leczenie stanie się łatwiejsze zarówno dla medyka, jak i pacjenta.

Bycie człowiekiem dla drugiego człowieka zdaje się czasem trudne, nawet bycie miłym często nie przychodzi nam łatwo. Kiedy pojawia się zmęczenie, ciągły stres, presja, nie jest łatwo zachować opanowania. Mimo wszystko zawsze staram się być po prostu dobra.

Weszłam do pokoju socjalnego, żeby chwilę odetchnąć zanim zakończę dyżur i wrócę do domu. Nie zdążyłam zamknąć za sobą drzwi, kiedy usłyszałam dobrze mi znany głos.

– Pani doktor, wszystko w porządku?

Odwróciłam się i uśmiechnęłam. Chyba nigdy się nie przyzwyczaję do tego, że pani Burn tytułuje mnie w ten sposób.

– Tak, wszystko gra – odparłam.

– Wezwałaś policję – bardziej stwierdziła niż zapytała. – Twoja postawa jest godna podziwu.

W odpowiedzi wzruszyłam niedbale ramionami.

– Mam przeczucie, że jest ofiarą – westchnęłam. – Nie mogłam tego zbagatelizować.

– Został zatrzymany. Pacjentka wyznała, że oblał ją wrzątkiem, a kiedy upadła, uderzyła głową o szafki w kuchni.

– Skurwiel – zawarczałam i opadłam na krzesło. – Powinien zostać publicznie ukamienowany.

The moon screams Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz