34

302 18 25
                                    

Był już wieczór a Lucyfer dalej nie wrócił.

Alastor przygotowując kolacje myślał tylko o niskim blondynie.

-Alastor, prawda?

Jeleń usłyszał głos podobny do głosu jego ukochanego ale gdy tylko się odwrócił zobaczył czarno włosego archanioła.

-Tak, to ja- Warknął Alastor, nie był w nastroju, robił zapiekankę z kurczakiem ale był tak zestresowany, że teraz nie umiał pokroić kurczaka bez zranienia się, była to już jego piąta próba.

-Wszystko w porządku?- Zapytał Michael lekko odsunął demona i szybko pokroił mięso za niego.

-Wiesz gdzie Lucyfer?- Zapytał

-Lucyfer jest jak kot, chodzi gdzie chcę robi co chcę póki ma moce nic mu nie będzie- Powiedział Michael i machnął dłonią żeby to olać.

-Luci nie ma mocy!- Powiedział w końcu radiowy, Michael odwrócił się napięcie i wytarł dłonie w szare dresy.

-Jak to?- zapytał z podejrzliwością podchodząc do Alastora.

-Eve mu zabrała, nie miałem nic z tym wspólnego- Powiedział szybko Radiowy demon.

-Musimy go znaleźć.

Już od pół godziny Michael i Alastor chodzili w miejsca gdzie mógłby być król piekła.

W końcu wpadli do jaskini Eve na ziemi leżał Lucyfer, wyglądał na martwego z jego ust i z rany na brzuchu wylatywała złota krew, jego krew dla jasności. Alastor stał w miejscu oczy miał rozszerzone ale z ust nie spływał uśmiech, choćby próbował to nie mógł przestać się uśmiechać nie wiedział dlaczego. Może to przez obecność w jaskini Eve która ma jego dusze.

Michael podbiegł do blondyna i próbował obudzić.

-Przecież się idioto nie obudzi- Warknął Alastor.

-A masz lepszy pomysł?!- Warknął archanioł.

-Szpital! Przenieś go do szpitala!

I tak jak powiedział Alastor tak zrobił Michael, otworzył portal i przeniósł  Lucyfera do szpitala. Radiowy demon niezdatny do jakiejkolwiek pomocy przeniósł się do swojej sypialni i opadł na poduszki na łóżku. Dopiero uśmiech zniknął z jego twarzy, a łzy spokojnie popłynęły po policzkach dając znak jak bardzo miał przejebane bo jeśli Lucyfer umrze on sobie nadzwyczajnie nie poradzi.

***

Minął dokładnie tydzień, a hotel nadal nie dostał żadnej informacji o stanie zdrowia Lucyfera. Wiedzieli że jest w śpiączce, a Alastor tylko codziennie przynosił mu chryzantemę. Kwiat kojarzony z śmiercią ponieważ dokładnie tego spodziewał się Alastor.

Że jego Aniołek umrze.

Dziś jak codziennie przeniósł się do sali szpitalnej ukochanego, z białą chryzantemą. Z poważną miną zostawił kwiat na blacie i złożył na czole króla pocałunek, po czym znów się rozpłynął i wylądował na swoim łóżku. W zasadzie Alastor nie funkcjonował tak samo Charlie i Michael całe dnie leżeli u siebie i czasem szli coś przekąsić do kuchni w tym rzecz, że Alastor nawet czasem nie spał całe noce bo przed oczami widział Anioła całego we krwi rzuconego jak śmiecia nad ranem Alastor mdlał albo uciekał do stacji radiowej aby odciągnąć od siebie myśli. 

Angel Dust, Husk i Emily ogarniali cały hotel i gości, którzy przybyli gdy dowiedzieli się, że w hotelu jest Michael Morningstar czyli kolejna z gwiazdeczek.  Angel i Emily najbardziej byli skorzy do pomocy dla Charlie, a Husk tak naprawdę robił to bo pająk go wybłagał, nasz biało różowy zaciągnął do pomocy też Cherri Bomb. Bo skoro wszyscy to wszyscy.

Cała czwórka siedziała właśnie przy barze i opijała kolejny udany dzień co prawda Angel Dust był chujowy w przeprowadzaniu tych zajęć ale Emily skutecznie go dopełniała i tak zaczęli naprowadzać na dobrą drogę już kolejne dusze, chociaż Charlie kategorycznie zabroniła polewać alkohol Emily ponieważ nie dość że miała dziewiętnaście lat to miała słabą głowę bo jedyny alkohol w niebie to wino mszalne, którego i tak dostawała tylko kieliszek na miesiąc w nagrodę od Sery.

Pomimo tego i tak teraz dzielnie siedziała i piła z Huskiem, Angel Dustem i Cherri, którzy szybko polubili dziewczynę bo w końcu przestała siedzieć w pokoju i czytać książki jak ostatni kujon.

-Ej, Ej, Ej, a czy ktoś a tym tygodniu widział Śmieszka?- Zapytał Dust opanowując atak śmiechu od żartu Cherri.

-Jest w pokoju, cała trójka Morningstar użala się nad królem- Powiedziała Emily wypijając kolejny łyk piwa. Husk nie chciał bardzo wkurzyć księżniczki więc dał Emily po prostu jakieś słabe cytrynowe piwo.

-Trójka?- Zapytał Husk.

-No wiecie Mike, Alastor i Charlie- Powiedziała anielica.

Cała trójka alkoholików wybuchła śmiechem na co Em też się roześmiała.

-No co? Nie widzicie, że oni coś ten-teges- Zapytała ze śmiechem białowłosa.

-Że co? Pieprzą się?- Zapytał Angel pokazując palcami sugestywny gest.

-Nie no, że kręcą ze sobą nie przesadzajmy. Ale posłuchajcie wróżbitki Emi to się ślubem skończy- Rzuciła Emily i upiła kolejny łyk piwa.

Alastor podsłuchiwał rozmowę z kuchni i w myślach modlił się żeby chociaż blondyn przeżył.

Wtedy mu kurwa klatke kupie, oświadcze się i nie wypuszczę do końca świata z pokoju ale żeby żył.

---------------------------------------------------------

WRÓCIŁAM.

mój foch na Wattpada nie przeszedł ale stwierdziłam że książka straci cały urok jeśli rozdziały będą raz na ruski rok.

Powie ktoś ile po tym czarnych mercedesów po mnie jedzie?

serce nie sługa- RadioappleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz