II. The night we met

143 21 42
                                    

Noe

Pierwsze promienie słoneczne wpadają przez zasłonę, nieśmiało łaskocząc mnie po twarzy. Przeciągam się leniwie, a moje myśli automatycznie kierują się w stronę tajemniczej dziewczyny, której głos wciąż brzmi w moich uszach. Na barkach nadal czuję ciężar emocji, które przelała w swój występ.

Kto i dlaczego sprawił, że toniesz w tym smutku, Syrenko?

Wyglądam przez okno, licząc na to, że być krząta się po sąsiednim podwórku, ale na powitanie macha mi jedynie stary dąb. Większość dnia spędzam więc na werandzie, obserwując drzewo, którego gałęzie rytmicznie stukają w jej okno, jakby w moim imieniu dopraszały się, żeby przez nie wyjrzała. Do wczoraj nie widziałem jej w okolicy i z niecierpliwością czekam na jakikolwiek znak, że nie była jedynie moim marzeniem sennym.

Pozbawiony jakiejkolwiek nadziei, podnoszę się z bujanego fotela dopiero po kilku godzinach beznamiętnego wpatrywania się w budynek naprzeciwko, oddzielony od dwórka rodziców Willa dokładnie stu sześćdziesięcioma pięcioma drewnianymi deskami. Rzucam ostatnie spojrzenie w kierunku białej elewacji, na której aktualnie potrafiłbym z pamięci wskazać każde draśnięcie i wzdycham zrezygnowany.

Chociaż wielu osobom może wydawać się, że dzięki światowej karierze i pieniądzom mam wszystko, to jestem gotów zaryzykować stwierdzeniem, że ta cała sława jest przede wszystkim moim przekleństwem.

Zdaje sobie sprawę, że gdybym był zwyczajnym chłopakiem nic nie stałoby na przeszkodzie, żebym po prostu stanął przed drzwiami tajemniczej dziewczyny. Wiem jednak, że w mojej obecnej sytuacji nie wchodzi to w grę, bo miejsce mojego pobytu musi pozostać tajemnicą, a istnieje duże prawdopodobieństwo, że mnie rozpozna i podzieli się ze znajomymi wieścią, że jej tymczasowym sąsiadem stał się Noe Hartwell.

Ten Noe Hartwell - degenerat, łajdak, ignorant, kryminalista, ćpun, kanalia i bożyszcze nastolatek na całym świecie.

Kiedy słońce zaczyna chylić się ku zachodowi, decyduje się podjechać do pobliskiego sklepu po coś na poprawę nastroju.

Mała mieścina ma swoje zalety - mogę sam udać się na zakupy bez obawy, że znowu wyląduję na pierwszych stronach brukowców. Prewencyjnie naciągam jednak na głowę kaptur czarnej bluzy, a oczy chowam za okularami przeciwsłonecznymi.

Kiedy dojeżdżam do miejsca docelowego i wchodzę do środka malutkiego budynku, od razu czuję przyjemny chłód klimatyzacji. W sklepie jest tylko kilka osób i nikt nawet nie zwraca na mnie uwagi. Podchodzę więc do półki z alkoholami, a następnie wybieram butelkę mojej ulubionej whiskey. Już chce się kierować do kasy, kiedy czuję jak ktoś na mnie wpada.

Automatycznie wyciągam przed siebie ręce, a kiedy dziewczyna ląduje w moich ramionach, już w pierwszej sekundzie wiem, że to ona.

Moja Syrenka.

Los dosłownie rzucił mi ją w objęcia. Tak jakby była moim przeznaczeniem.

Kiedy odważam się na nią spojrzeć, mam wrażenie, że właśnie patrzę na ósmy cud świata. Na najpiękniejszą, najbardziej zjawiskową osobę na ziemi, której rysy żłobił sam Michał Anioł.

Alabastrową skórę ma pokrytą milionem delikatnych piegów, a długie, rude włosy kaskadami opadają na na jej ramiona. Momentalnie nachodzi mnie pragnienie, że pogłaskać ją po zaróżowionym policzku, ale powstrzymuje się w ostatniej chwili.

Dostrzegam, że spogląda prosto na mnie najzieleńszymi tęczówkami, jakie kiedykolwiek widziałem i kiedy nasze spojrzenia się spotykają, czas na chwilę przestaje istnieć.

The Sea of TearsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz