Noe
Huk grzmotów przetacza się nad horyzontem, odbijając się echem między domami, a błyskawice przecinają niebo, oświetlając na chwilę Tillamook białym, zimnym światłem, po którym znowu następuje ciemność. Wpatruję się w ten apokaliptyczny obraz świata za oknem, gdy słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości.
Od: Syrenka
Przyjdź.
Moje dłonie automatycznie zaciskają się na telefonie. Jedno słowo, nic więcej. Mam dziwne przeczucie, że stało się coś złego.
Posłuchałem jej rady, żeby przestać ją gonić i dałem jej przestrzeń, której potrzebowała. Od tamtego dnia minęło sześćdziesiąt osiem godzin, a każdą z nich spędziłem myśląc o mojej Syrence. Nie pisałaby do mnie akurat w tym momencie, gdy na dworze szalej niszczycielski żywioł, jeżeli naprawdę by mnie nie potrzebowała.
Nie czekając dłużej, naciągam na siebie czarną bluzę i w pośpiechu wybiegam na deszcz.
Kiedy w końcu docieram do jej domu, serce podchodzi mi do gardła. Dessie siedzi na ganku cała przemoczona, a długie, rude kosmyki kleją się jej do twarzy.
– Destiny! – krzyczę, biegnąc ku niej.
Od razu zauważam, że coś jest nie tak. Wargi ma zaciśnięte, zsiniałe od zimna i napięcia. Szeroko otwarte oczy są pełne strachu, dłonie ma zaciśnięte w pięści, ramiona jej drżą, a klatka piersiowa unosi się i opada w szybkim tempie, jakby była w stanie ciągłej walki o oddech.
– Destiny – zbliżam się do niej powoli, gdy jej ciałem wstrząsają kolejne fale nerwowego dygotu. – Spójrz na mnie – mówię spokojnym, lecz stanowczym głosem. – Oddychaj ze mną, Destiny. Powoli. Wdech... i wydech. Razem.
Jestem pewien, że dziewczyna zmaga się właśnie z atakiem paniki. Na szczęście mam już doświadczenie w kwestii radzenia sobie z nimi, bo moja matka regularnie miewała je po kłótniach z ojcem, a ja byłem wtedy jej jedynym oparciem.
– Destiny, to ja Noe – mówię, kiedy dostrzegam, że jej oddech powoli się stabilizuje. – Jestem obok, wszystko będzie dobrze – zapewniam ją. – Musimy wejść do środka. Mogę Cię dotknąć? – pytam, żeby mieć pewność, że jej nie przestraszę.
Nie odpowiada mi, ale gdy powoli wyciągam w jej stronę ręce, nie odpycha mnie, co biorę za dobry znak, więc ostrożnie ją podnoszę. Czuję, jak jej spięte ciało zaczyna się rozluźniać w moich ramionach.
Gdy przekraczamy próg domu, błądze na oślep, starając się znaleźć dogodne miejsce, w którym będzie mogła się uspokoić do końca. Po chwili trafiam na coś, co musi być salonem. Zmierzam w kierunku dużej sofy znajdującej się w pokoju. Cały czas trzymając Destiny w ramionach, siadam na niej, zgarniając po drodze koc, którym nieudolnie nas otulam.
– Już dobrze – szepczę, ocierając z jej policzków łzy zmieszane z deszczem. – Jestem tutaj, nic ci nie grozi. Z czymkolwiek walczysz, jesteśmy w tym razem.
Dziewczyna wtula się moją klatkę piersiową, a ja czuję jak moje serce rozpada się w drobny mak, gdy widzę ją taką bezbronną, taką złamaną.
Cały czas delikatnie gładzę ją po plecach, chowając twarz w jej włosach i powtarzając, że jestem obok i jej nie zostawię. Tak bardzo chciałbym pomóc, zabrać od niej to cierpienie, ale nie wiem jak i to mnie boli najbardziej.
Nie mam pojęcia ile siedzimy w egipskich ciemnościach, kiedy dziewczyna w końcu delikatnie się ode mnie odsuwa i patrzy na mnie swoimi szmaragdowymi, błyszczącymi od łez oczami.
CZYTASZ
The Sea of Tears
RomanceNazywam się Destiny Sullivan i przez całe życie popełniłam dziewięć zbrodni. Jednak ta, której zamierzam dokonać, będzie moim największym przewinieniem i kiedy nadejdzie dzień sądu ostatecznego, nie będzie dla mnie zbawienia, bo chociaż za dnia koch...