Noe
Sztuczny uśmiech Charlotte nie daje mi spokoju. Była zbyt uprzejma, zbyt serdeczna, jakby za każdą z tych słodkich min czaiła się jakaś ukryta agenda. Nie mówię tego na głos, ale wiem, że Destiny też to czuje. Może nie chce mi tego przyznać, żeby nie psuć tego wieczoru, ale ja widzę to po jej spojrzeniu.
Zbieramy się z Dessie, kiedy festyn zaczyna się powoli rozpraszać. Tłumy coraz rzadziej przewijają się przez główne alejki, a zapach świeżo grillowanego jedzenia ustępuje miejsca wilgotnemu powietrzu nocy. Wsiadam do jej auta, pozwalając, by prowadziła nas do domu w swoim tempie.
Zanim wysiadamy, uśmiecham się do niej i przyciągnąłem ją do siebie, żeby złożyć pocałunek na jej skroni. Chcę, żeby wiedziała, że jestem tu dla niej, bez względu na wszystko. Delikatnie obejmuje mnie ramieniem, ale wyczuwam, że coś ją gnębi. Nie pytam – wiem, że powie mi, kiedy będzie gotowa. Teraz ważniejsze jest, żeby po prostu była obok mnie.
⋯♬⋯
Następnego dnia budzę się wcześnie, choć nie mogę sobie przypomnieć, jak długo leżałem tej nocy z otwartymi oczami, wpatrując się w sufit. Mimo tego, zanim jeszcze promienie słońca przebiją się przez zasłony, mam w głowie tylko jedną myśl – Destiny, która towarzyszy mi cały poranek.
Kiedy w końcu zbieram się na śniadanie, zza okna dobiega dźwięk zbliżającego się samochodu. Przez zasłony dostrzegam znajomy czarny SUV i serce momentalnie mi zamiera.
Will.
Will jest jak rodzina, zawsze troszczy się o mnie i o zespół. Gdy wszyscy inni widzieli we mnie tylko gwiazdę, on traktował mnie jak człowieka, ale teraz, gdy podjeżdża pod dom swoich rodziców, zdaję sobie sprawę, że przynosi ze sobą przypomnienie o moim dawnym życiu – tym, które musiałem porzucić, żeby tu być.
Schodzę na dół, zanim zdąży zapukać. Mój menadżer stoi na podjeździe, oparty o maskę samochodu, z tą samą nonszalancką postawą, którą widuję u niego od lat.
– Cześć, młody – wita się, choć jego ton był raczej formalny niż przyjacielski. – Musimy pogadać.
Wchodzimy do środka, a kiedy siadamy w salonie, czuję jak gula rośnie mi w gardle.
A więc – zaczyna, opierając się o oparcie sofy – mam dla Ciebie dobre wieści. Myślę, że to najwyższy czas, żebyś wrócił do Los Angeles – oznajmia, uśmiechając się. – Test na ojcostwo będzie załatwiony za parę tygodni, zespół jest w formie, a ty... Noe, nie mogę się doczekać, żeby znowu zobaczyć cię w studiu. Zresztą, nie tylko ja. Wszyscy za Tobą tęsknimy.
Śmieję się nerwowo, nie wiedząc, jak na to zareagować. Will nie ma pojęcia o Destiny. Nie wie, jak bardzo zmieniła moje życie w ostatnich tygodniach, więc przez ten cały czas zakładał, że jedyne, czego pragnę, to wrócić do swojego dawnego życia, a ja nie wyprowadzałem go z błędu. Przez jakiś czas sam tego chciałem i nie wierzyłem, że uda mi się zrobić jakikolwiek krok naprzód w relacji z Destiny, ale wczoraj... wczoraj wszystko się zmieniło.
– Will, sprawy trochę się skomplikowały – zaczynam ostrożnie, starając się nie zdradzić zbyt wiele.
– Jak to? Coś nie tak? – pyta, a zmartwienie wkrada się na jego twarz.
Wzdycham, czując, jak ciężar tego wszystkiego osiada na moich ramionach. Z jednej strony mam Destiny – coś, co jest nowe, świeże, i co wydaje się tak prawdziwe, że boje się to stracić. Z drugiej strony – tęsknie za Los Angeles, zespołem i karierą, dla której poświęciłem niemal wszystko.
– Po prostu...
– Poznałeś kogoś? – przerywa mi, zanim zdążę dokończyć myśl, jednak nie ma w jego tonie złości, o którą go podejrzewałem po tym, jak miałem przyznać się do winy.
– Skąd wiesz?
– Noe, znam Cię lepiej, niż Ci się wydaje. Już dawno się domyśliłem – uśmiecha się do mnie pokrzepiająco. – Jesteś ekstrawertykiem, który na co dzień ma wokół siebie wiele ludzie, od których nagle zostałeś odizolowany. Wierz mi lub nie, ale sam bym nie wytrzymał tego na twoim miejscu. Podejrzewałem, że prędzej czy później kogoś poznasz, nawet przypadkiem, ale kiedy minęły pierwsze dwa tygodnie, a Ty nadal nie domagałeś się powrotu, nabrałem pewności co do tego, że coś się święci.
– I nie jesteś zły?
– Nie mam o co, dzieciaku. A teraz powiedz, kto to taki?
– Nazywa się Destiny i... cholera, Will, ja nawet nie wiedziałem, że jestem zdolny kogoś pokochać.
– Mówisz o młodej Sullivan z naprzeciwka?
Kiwam głową na potwierdzenie jego słów. Will przez chwilę milczał, jakby trawił to, co właśnie usłyszał.
– Nie wiem, co mam ci powiedzieć... jeśli naprawdę coś do niej czujesz, to musisz o nią walczyć. Znam cię. Wiem, że nie jesteś gościem, który odpuszcza łatwo. Ale z drugiej strony... – urwał, patrząc mi prosto w oczy. – Nie możesz tu siedzieć wiecznie. Masz zobowiązania. Wiem, że to nie jest łatwe, ale prędzej czy później będziesz musiał podjąć decyzję. Los Angeles czeka na ciebie.
W jego głosie słychać było troskę. Will nie naciskał, nie próbował mnie zmusić do powrotu. Dawał mi przestrzeń, choć jednocześnie przypominał mi o realiach. Moje życie nie było w Tillamook. A jednak...
– Ja naprawdę nie mam pojęcia, co teraz zrobić – przyznaje, patrząc na niego bezradnie. – Destiny nie wie, kim jestem naprawdę. Nie wie o całej tej bestii, którą noszę w sobie, i boję się, że jeśli się dowie, to... to ją zrani, a tego nie chcę. Ale z drugiej strony... nie wyobrażam sobie życia bez niej.
– Cóż, Noe, nie będę ci mówił, co masz zrobić. To twoje życie. Ale wiesz co? Jeśli naprawdę ją kochasz, to znajdziesz sposób, a jeśli nie, to może rzeczywiście lepiej, żebyś wrócił do LA. Nikt nie każe ci teraz podejmować decyzji, ale pamiętaj, że masz wybór. I to ty musisz go podjąć.
Wiem, że ma racje. Oboje wiemy.
– Daj sobie trochę czasu, młody. Ale nie za dużo. Los Angeles może jeszcze chwile poczekać, ale tego czasu nie ma za wiele.
Z tymi słowami zostawia mnie w salonie i rusza przywitać się ze swoimi rodzicami.
⸻
#tsotears
⸻
Hej Robaczki,
kolejny rozdzialik standardowo we wtorek.
See ya,
Olczi
CZYTASZ
The Sea of Tears
RomanceNazywam się Destiny Sullivan i przez całe życie popełniłam dziewięć zbrodni. Jednak ta, której zamierzam dokonać, będzie moim największym przewinieniem i kiedy nadejdzie dzień sądu ostatecznego, nie będzie dla mnie zbawienia, bo chociaż za dnia koch...