XII. Till Forever Falls Apart

50 12 19
                                    

Destiny

Gdy wspomnienia poprzedniej nocy atakują mnie chwilę po przebudzeniu, mam ochotę zapaść się pod ziemię. Bardzo dobrze szło mi ignorowanie Hartwella przez ostatnie dwa dni, aż do wczoraj, kiedy zdesperowana sama zaczęłam domagać się jego obecności.

Nie mam pojęcia co we mnie wstąpiło i czemu nie napisałam do Elaine, która również mieszka niedaleko. Może nie chciałam jej kłopotać, a może... może czułam, że tylko pewien irytujący blondyn może mnie uratować.

Jak już pozbędę się wstydu, będę musiała mu to jakoś wynagrodzić. Od początku jestem dla niego oschła, odpycham go, gdy tylko próbuje się do mnie zbliżyć, robię mu złudne nadzieję, a on nadal tu jest. W dodatku obiecał, że już zawsze tu będzie. Chociaż wiem, że nie ma szans, żeby ta obietnica znalazła pokrycie w rzeczywistości, to jestem mu wdzięczna za każde słowo otuchy i całe wsparcie, które mi zaoferował, gdy tego potrzebowałam.

Kobieta, z którą się zwiąże, będzie największą szczęściarą na świecie.

Może gdyby moje życie nie było tak skomplikowane, to mogłoby się to udać. Wiedziałam jednak, że jestem za dużym bałaganem, żeby z czystym sumieniem go w to wplątać. Zwłaszcza, że wścibskie media nie potrzebowałyby wiele czasu, żeby odkryć to, co miałam na sumieniu i co musiało zostać tajemnicą.

Noe zasługuje na więcej niż mogę mu zaoferować.

Z tą myślą podnoszę się z łóżka i kieruję w stronę łazienki, gdzie zajmuję się poranną pielęgnacją. Przebieram się w czarny zestaw sportowy, z myślą, że jogging dobrze mi zrobi. Muszę jakoś wyrzucić z siebie wszystkie emocje, które tłoczą się teraz w mojej głowie.

Jestem pewna, że Noe wyszedł w nocy, bo rano nie zauważyłam żadnych znaków wskazujących na jego obecność, więc pewnym krokiem zbiegam ze schodów do kuchni, gotowa żeby zacząć dzień od kubka gorącej kawy.

Ani trochę nie spodziewam się niespodzianki, która czeka na mnie w jadalni i wcale nie mam na myśli obfitego śniadania, które musiała przygotować moja babcia, gdy spałam. Przy stole poza dziadkami siedzi pieprzony Noe Hartwell. Na dodatek prowadzi żywiołową dyskusję z moją babcią, która wydaje się nim oczarowana.

W porównaniu do dziadka patrzącego na blondyna morderczym wzrokiem.

– O Destiny, wstałaś! – kobieta wita się ze mną entuzjastycznie. – Chodź, usiądź z nami. Zaczęliśmy bez ciebie, bo nie wiedzieliśmy jak długo będziesz spała.

– Ja chciałem poczekać – bąka dziadek.

– Oh, Adeus, daj spokój – beszta go żona.

– Dzień dobry, Syrenko – uśmiecha się do mnie Noe, a ja nie jestem pewna czy mam ochotę umrzeć ze wstydu, czy udusić go gołymi rękoma. – Wyspałaś się?

– Co ty tutaj robisz?

– Destiny, nie bądź niemiła dla naszego gościa – babci najwyraźniej nie podoba się moja postawa.

– Nie pamiętasz? Sama mnie zaprosiłaś – odpowiada mi chłopak.

– Ta... pamiętam. Dziękuję za wczoraj, ale byłam pewna, że wróciłeś do siebie.

– Jak wróciliśmy nad ranem do domu, natknęłam się na tego przystojnego kawalera, śpiącego na kanapie – odzywa się babcia, która przenosi swój wzrok ze mnie na Noego.

– W samych bokserkach – dodaje zniesmaczony dziadek.

– Wyjaśnił, że źle się poczułaś i poprosiłaś, żeby przyszedł, a on nie chciał cię zostawiać samej na wszelki wypadek, gdybyś go potrzebowała, więc postanowił się zdrzemnąć na kanapie. Kazałam mu się przenieść do pokoju gościnnego i porządnie wyspać, a potem zostać na śniadanie.

The Sea of TearsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz