XIX. I want to write you a song

35 11 19
                                    

Destiny

Dzisiejszy wieczór w Tillamook jest jednym z tych, które przypominają mi, dlaczego tak bardzo kocham tę małą mieścinę. Słońce ledwo wschodzi, a ja siedzę na ganku, wdychając świeże, chłodne powietrze. Wydaje się, że wszystko jest na swoim miejscu.

Od czasu ostatniej rozmowy z Hartwellem czuję, że nasze relacje zaczęły się zacieśniać. Odnoszę wrażenie, że z każdym dniem zaczynam coraz bardziej wierzyć w to, że naprawdę nam się uda. Tak, jakby wszystkie kawałki układanki, w końcu wskoczyły na swoje miejsce.

Siedząc na schodach ganku, z filiżanką herbaty w ręku, spoglądam w stronę wzniesień, które otaczają Tillamook. Spokój tej miejscowości jest teraz czymś, czego potrzebowałam, szczególnie po chaosie, jaki towarzyszył mi w ostatnich miesiącach przed przyjazdem tutaj.

Jednak w tej chwili, gdy wszystko wydaje się zbyt piękne, czuję lekkie ukłucie niepokoju. Może to tylko przeczucie, a może cień nadchodzących wydarzeń, których nie potrafię jeszcze przewidzieć.

Kiedy spoglądam przed siebie dostrzegam jak Noe, ubrany w luźny sweter i dżinsy, z gitarą przewieszoną przez ramię, podbiega w moją stronę. Uśmiecha się do mnie ciepło, a potem siada obok i wyciągając dłoń po kubek gorącego napoju.

– Cześć – mówi, przyciągając filiżankę do ust.

– Cześć – odpowiadam, przesuwając się lekko, by zrobić mu więcej miejsca.

Blondyn upija łyk herbaty i patrzy na mnie z tą swoją charakterystyczną, pełną ciepła iskrą w oczach. Siedzimy tak, w ciszy, która jest dziwnie przyjemna. Może nawet więcej mówi niż nasze ostatnie rozmowy. Bez słów rozumiemy, że ten moment, ten poranek, jest tylko dla nas.

– Mam coś dla ciebie – mówi nagle, jego głos łagodny, a jednak w jego oczach widzę nutkę tajemnicy.

Spoglądam na niego pytająco, a on bierze gitarę do rąk, obracając ją w dłoniach, jakby szukał odpowiednich akordów. Widzę, jak jego palce delikatnie przesuwają się po strunach, testując dźwięki, które wkrótce zamienią się w melodię. Siedzę obok, zerkając raz na jego dłonie, raz na twarz, próbując zgadnąć, co zaraz usłyszę

– Napisałem ci piosenkę – mówi cicho, przerywając ciszę poranka, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.

Zaczyna grać, a pierwsze dźwięki gitary są delikatne, niemal szeptane. Jego palce poruszają się po strunach z taką precyzją i uczuciem, że każdy akord wydaje się mieć swoje znaczenie. A potem zaczyna śpiewać. Jego głos jest cichy, miękki, jakby śpiewał tylko dla mnie.

Chciałbym napisać ci piosenkę

Słodką i piękną jak ty

Z delikatną nutą bólu

Który gdy nie ma cię obok

Wciąż towarzyszy mi

Chciałbym napisać ci piosenkę

Słucham, jak słowa płyną z jego ust, każde z nich delikatnie tkane na tle prostych akordów.

W tej samej chwili, gdy kończy, zza rogu, jeden po drugim, wyłaniają się ogromne, terenowe auta.

– Kurwa mać – Hartwell momentalnie zrywa się z miejsca. – Nie, to się nie dzieje...

Patrzę na niego zdezorientowana i zanim dociera do mnie, co się dzieje, sznur samochodów zaczyna niebezpiecznie zbliżać się do domu moich dziadków. Pojazdy z logo lokalnych i ogólnokrajowych stacji telewizyjnych zajeżdżają pod naszą posesję, a z nich wyskakują kolejne osoby – reporterzy, kamerzyści, fotografowie. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie dążę zebrać myśli.

The Sea of TearsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz