XIV. Sweet Love

50 13 24
                                    

– Że gdzie idziemy? – pyta, spoglądając na mnie w niedowierzaniu.

– Na Festiwal Sera – odpowiadam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

Zazwyczaj to Noe inicjował i planował wszystkie nasze wyjścia, ale tym razem postanowiłam przejąć inicjatywę. Po tym jak poprzedniego dnia bez słowa odebrał mnie od Melisy, gdy tylko go o to poprosiłam, wiedziałam, że muszę odwdzięczyć mu się za te wszystkie razy, kiedy to on był dla mnie. Zabranie go imprezę, która była w Tillamook wielkim wydarzeniem, wydawało się idealną okazją ku temu, zwłaszcza, że chodziło mi to po głowie już od jakiegoś czasu. Na szczęście zrealizowanie tego pomysłu nie było problemem, bo wiele rzeczy zdążyłam przemyśleć zawczasu, więc gdy tylko obudziłam się rano pełna energii, od razu zabrałam się do działania i koło siedemnastej zapukałam w drzwi Państwa Jones.

– Syrenko, doceniam inicjatywę i uwierz mi, gdybym tylko mógł, poszedłbym za tobą na koniec świata, ale obawiam się, że to nie będzie możliwe – uśmiecha się do mnie smutno. – Wspominałem ci wcześniej, że miejsce mojego pobytu musi pozostać tajemnicą. Nie mogę zawieść Willa, który i tak już wiele dla mnie zrobił.

– Spokojnie – szczerze się do niego, bo wzięłam to pod uwagę. – Przygotowałam coś, co umożliwi nam wyjście na Festiwal, ale jednocześnie pozwoli Ci zachować anonimowość – oznajmiam, machając mu przed nosem torbą, którą przyniosłam. – Masz, przebieraj się.

Blondyn wygląda na skonfundowanego, ale jego ciekawość zwycięża i przejmuje ode mnie pakunek, a następnie zaczyna grzebać w jego zawartości.

– Nie wierzę – śmieje się, wyciągając po kolei elementy stroju, który przygotowała. – Nie doceniłem cię, naprawdę pomyślałaś o wszystkim. Rozumiem, że dzisiaj robię za seksownego farmera?

– Jestem pewna, że w tym wydaniu oczarujesz wszystkie kobiety ze wsi – mówiąc to, zakładam mu na głowę słomiany kapelusz. – A teraz siadaj, bo mam zamiar dzisiaj pobawić się trochę w twoją charakteryzatorkę.

Gdy kończymy, oboje jesteśmy naprawdę zadowoleni z efektów. W bawełnianej koszuli w niebiesko-czarną kratę, brązowych soczewkach, ciemnych włosach zrobionych przy pomocy specjalnego sprayu do odrostów, za dużych, przetartych ogrodniczkach oraz kaloszach mojego dziadka, Noe ani trochę nie przypomina siebie. Może nie jest to najbardziej profesjonalna robota, ale najważniejsze, że spełnia swoją rolę.

– Wow – chłopak gwiżdże z podziwem, spoglądając na siebie w lustrze. – Naprawdę nam się udało.

– Nie zapomnij tylko swojego atrybutu, jeżeli chcesz poderwać najgorętsze miejscowe singielki – wskazuję na słomiany kapelusz.

– Dzisiaj mam nadzieję poderwać tylko jedną – stwierdza i przyciąga mnie do siebie jedną rękę. – Najpiękniejszą nie tylko w okolicy, ale i w całym wszechświecie.

W odpowiedzi wybucham głośnym śmiechem, bo jego niepoprawny romantyzm nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać, a potem przytulam się do jego boku.

– No nie wiem, ja słyszałam, że ta, której najbardziej pragniesz jest trudna do zdobycia.

– W takim razie pozostaje mi mieć nadzieję, że miałaś rację i to nakrycie głowy naprawdę mi pomoże – mruga do mnie, a potem całuje mnie w czoło.

U progu schodów, wpadamy na starszą kobietę, która na nasz widok uśmiecha się szeroko.

– I co Pani myśli – Noe robi piruet na pięcie, żeby mogła zobaczyć go z każdej strony. – Poznałaby mnie Pani?

– Absolutnie – odpowiada mu, chichocząc. – Zazwyczaj nie wyglądasz tak czarująco. Zgaduję, że to twoja sprawka, Destiny? – pyta, spoglądając na mnie.

The Sea of TearsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz