Rozdział 21

181 17 0
                                    

Sara

Trzeci dzień pobytu nad morzem spędzamy na zwiedzaniu Gdyni i oczywiście kupowaniu pamiątek.

Wybór jest przeogromny – magnezy, muszelki, biżuteria, żabki na szczęście, czapki z daszkiem, chusty i właściwie wszystko co przyjdzie człowiekowi do głowy. Zdecydowałam się na zakup dwóch magnezów w kształcie muszelek dla mnie i mamy a dla Gosi wzięłam wisiorek - syrenkę zawieszoną na czarnym rzemyku.


Gdy dochodzimy do plaży Edward ni z tego, ni z owego wpada na pomysł który przyprawia mnie o palpitacje serca.

- Popłyńmy statkiem.

- Mowy nie ma! - nie żebym bała się wody jako takiej, ale wejście na statek i wypłynięcie w morze? Nie ma szans.

- Odrobina adrenaliny dobrze ci zrobi wśród tej słodyczy, którą cię raczę od kilku dni.

- Ty mnie raczysz słodyczą? Myślałam, że to ja robię co mogę, aby cię zadowolić...

- Naprawdę? O ile dobrze pamiętam to zeszłej nocy ty doszłaś pięć razy a ja tylko trzy. Kto więc komu słodzi i zadowala...?

Cała twarz aż piecze mnie od silnego rumieńca, który zalewa mnie na jego słowa i mam ochotę zapaść się pod ziemię. W końcu wypominanie mi ilości orgazmów wśród tłumu ludzi spacerujących wokół nas naprawdę nie jest na miejscu.

- No wiesz co?!

- Tak, chcesz więcej, wiem. I nie martw się, dostaniesz ile tylko będziesz miała siłę wytrzymać pod warunkiem, że teraz wejdziesz ze mną na statek.

- Nie, Edwardzie. Zapomnij.


Jakąś godzinę później na dygoczących ze strachu nogach wchodzę na pokład kołyszącego się miarowo statku.

- Nie wierzę, że to robię - mówię sama do siebie.

- Będzie fajnie, zobaczysz – Edward aż tryska zadowoleniem, że udało mu się namówić mnie na ten samobójczy plan.

- Jeśli zejdę tu na zawał to do końca twoich dni będę cię straszyć po nocach – ostrzegam poważnie.

- Nie zejdziesz na zawał. Teraz się boisz, ale gdy już wrócimy na ląd będziesz zachwycona.

- Marzenia ściętej głowy.

Siadamy na jednej z licznych ławek a po kilku minutach, gdy wszyscy już znaleźli sobie miejsce kapitan wykrzykuje rozkazy odbicia od brzegu.

Nie jestem osobą jakoś szczególnie wierzącą, a do kościoła trafiam zwykle tylko na śluby i pogrzeby, ale w tej chwili chyba po raz pierwszy w życiu żałuję, że nie znam nawet zdrowaśki aby móc się pomodlić za szczęśliwy powrót na ląd.

Im dalej w morze wypływamy tym większe są fale, a co za tym idzie kołysanie statku. Edward siedzi z uśmiechem na twarzy patrząc, jak gdyby nigdy nic na szalejący wkoło nas żywioł a ja trzymam się barierki, którą mam przed sobą i nie umiem rozluźnić się choćby na pół sekundy.

- Jak już wrócimy do hotelu, to cię zabiję - wygrażam się.

- Rozluźnij się Saro - siedzący obok mężczyzna głaszczę mnie po plecach w uspokajającym geście - To tylko lekkie kołysanie.

 - Ta....

Minuty mijają, a mi o dziwo powoli udaje się rozluźnić na tyle, na ile jest to w tej chwili możliwe. Albo pierwszy rzut adrenaliny do krwi powoli się stabilizuje, albo to moje ciało przyzwyczaja się do miarowego kołysania. Po jakiejś pół godziny siedzę już w miarę spokojnie otulona ramionami Edwarda i wpatruje się w bezmiar otaczającej nas wody.

Lato - Kontynuacja "Wiosny"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz