Rozdział 26.

6 1 0
                                    

— Po co ci to? — zapytałam drżącym głosem.

Nienawidziłam zastrzyków. Wkłucia zawsze bardzo mnie bolały i mimo tego, że byłam regularnie badana w związku z eksperymentem w którym (mniej lub bardziej świadomie) brałam udział, wciąż nie potrafiłam się na nie uodpornić. Poczułam strach, a moje ręce zrobiły się zimne, jak gdyby krew cofnęła się z moich żył i została zastąpiona przez lód.

— Mamo? — ponowiłam pytanie.

— To nic takiego — odpowiedziała spokojnie, odstawiając ampułkę na bok. — Trochę elektrolitów i środek na uspokojenie.

Szarpnęłam rękami, walcząc z więzami, ale tak jak poprzednio nic to nie dało.

Bufao zaśmiała się cicho.

— Spokojnie, Iris. Arade sama naszykowała te leki, przecież ufasz swojej ukochanej pani profesor, prawda? — dodała gładko.

Jej głos wywoływał we mnie dreszcze. Im była słodsza, tym większe. Czułam się jak ryba, wabiona światełkiem podstępnej, zmutowanej żabnicy. Musiałam zachować ostrożność, jeśli nie chciałam zostać pożarta żywcem przez ogromną, szkaradną paszczę pełną kolców i ostrych kłów.

— Myślę, że wystarczy mi zwykła herbata, na przykład z melisą albo żeń-szeniem ze szczyptą kurkumy? Nie musisz się kłopotać, rozwiąż mnie, to sama sobie ją zrobię — wybełkotałam, mając nadzieję, że jakoś uda mi się odroczyć czekający na mnie wyrok.

— Ależ to żaden kłopot, kochanie — odpowiedziała, prawdopodobnie doskonale zdając sobie sprawę z lęku, wymalowanego na mojej twarzy. — Przecież wiesz, jak bardzo cię kocham. I że chcę dla ciebie jak najlepiej, prawda?

— T... Tak, mamo — wydukałam, przełykając ślinę, gdy tylko zbliżyła strzykawkę do mojej ręki.

— Możesz powtórzyć, co zamierzasz mi podać? Wiesz, to do moich badań z botaniki — palnęłam pierwsze głupstwo, jakie mi przyszło na myśl. Musiałam coś zrobić!

Myśl, Iris. Myśl!

Bufao westchnęła ciężko, ale znów wpuściła na usta nienaturalny wręcz uśmiech.

— Jak już mówiłam — podkreśliła, dając mi do zrozumienia, że kończy jej się cierpliwość. — To tylko elektrolity, między innymi witamina K i D3, bo ostatnie wyniki twoich badań krwi uświadomiły mi, że masz w tym zakresie poważne braki. Nie wiem, kto jest aktualnie odpowiedzialny za projektowanie diety dla sekcji botanicznej, ale może się czuć zwolniony — westchnęła. — W każdym razie, witaminy i trochę środka ułatwiającego zasypianie.

— Przecież dopiero się obudziłam — zauważyłam, marszcząc brwi.

— No właśnie. Co gorsza, o wiele wcześniej niż planowałam — dodała złowieszczo.

— Co zamierzasz? — zapytałam chyba już tylko po to, by zaspokoić własną ciekawość.

— Kilka operacji. Między innymi regulację wszczepu wyciszającego, implant posłuszeństwa... Wiesz, zwykłe rzeczy — posłała mi kolejny uśmiech, ale tym razem w jej lśniących, roziskrzonych oczach dostrzegłam czyste szaleństwo.

Syknęłam z bólu, kiedy gruba igła przebiła moją skórę.

— Wasza wysokość, wasza wysokość! — do pomieszczenia wpadła Lana, nim Bufao zdążyła wtłoczyć podejrzaną mieszankę do moich żył.

— Nie widzisz, że jestem zajęta? — warknęła, a na jej czole pojawiła się pionowa zmarszczka. Wyciągnęła strzykawkę i cofnęła dłoń. — Co jest tak ważnego, że postanowiłaś przekroczyć swoje uprawnienia i wtargnąć tu bez uzyskania mojej zgody?

Iris z różowej mgłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz