Ostry, piekący ból przeszył moje ciało. Wyrwana ze stuporu, oderwałam wzrok od przepełnionych nienawiścią, żółtych oczu mojej przeciwniczki i spojrzałam na swoje udo. Ciepła posoka wydobywająca się z dość głębokiej rany spływała wzdłuż łydki, brudząc zielony skafander i barwiła koszyczek ogromnej stokrotki, na której tkwiłam od dłuższej chwili, zastanawiając się, czy ucieczka przed wrogiem ma jakikolwiek sens.
Nie mogłam już latać.
Serce waliło mi w piersi jak tłuczek o żeliwny moździerz. Dygotałam ze strachu, czułam zimny dreszcz, powoli paraliżujący każdy mięsień. Kawałek po kawałku. Z ledwością wydobyłam z kieszeni skafandra opatrunek, bo zesztywniałe palce wciąż trzęsącej się dłoni wcale nie chciały mnie słuchać.
— Za tobą! Uważaj! — ryknął Nathaniel, a jego zdesperowany głos wypełnił mi umysł razem z trzaskiem głośników, wszczepionych w moich uszach.
Obejrzałam się przez ramię dokładnie w chwili, w której olbrzymia włócznia o włos minęła kwiat, na którym stałam i z hukiem uderzyła w ziemię, miażdżąc rośliny po mojej lewej.
Podskoczyłam, próbując wzbić się w powietrze, upuszczając przy tym bandaż. Zatrzepotałam skrzydłami, a te w odpowiedzi zabrzęczały cicho i rozświetliły powietrze iskrami wyrzuconymi z uszkodzonych przewodów. Poczułam swąd spalenizny. Ikona informująca o poziomie naładowania baterii plecaka mrugała złowieszczo, uświadamiając mi, że jeszcze chwila i będzie po mnie.
Musiałam jej uciec.
Tylko jakim cudem miałam to zrobić, skoro broń tej olbrzymki była większa niż dystans, który mogłam pokonać z uszkodzonym skrzydpakiem? W jaki sposób miałam ominąć ogromny drzewiec, sprawiający wrażenie, jakby postawiony do pionu mógł przedrzeć się przez zabójczą mgłę i sięgnąć chmur?
Czułam się jak mucha.
Wstrętny owad, uciekający przed śmiercionośną packą: obleczoną tysiącem kabli, wyposażoną w tłok i paskudnie ostry, zakrzywiony hak, ociekający śmierdzącą, silnie żrącą substancją. Packą, na której końcu niczym klejnot wieńczący berło, osadzono czarną czaszkę, której oczodoły jarzyły się czerwonym blaskiem, a z jej skalpu sterczały dwie kule w żółto czarne paski, spomiędzy których wystawały owadzie odnóża. Oddech uwiązł mi w gardle. Całość robiła makabryczne wrażenie.
W dodatku zaczęło padać, a mokra calianka, to martwa calianka, jak lubiła powtarzać moja matka.
Przełknęłam ślinę i w ostatniej chwili, napędzana adrenaliną skoczyłam do przodu, tym razem lądując na sprężystym płatku polnego maku. Jego różowa główka zatańczyła pode mną, przez co o mały włos z niej nie spadłam. Przesycone zapachem wilgotnej trawy powietrze przeciął głośny świst. Tym razem włócznia zmiażdżyła rośliny po mojej prawej.
— Co za marnotrawstwo! — jęknęłam. Zmiażdżone, przykryte warstwą błota łodygi dymicy i jasnoty pokrywały wydeptaną ziemię, znacząc pole bitwy różowym kwieciem.
— Iris! U góry! — rozdzierający ryk przywódcy grupy zwiadowczej zwrócił moją uwagę na podłużny cień pod moimi stopami. Odbiłam się i niezgrabnym saltem w tył uniknęłam zderzenia z bronią, którą wyjątkowo uparta Pełnowymiarowa kobieta miotała z taką wprawą, jak gdyby zamiast przerażającej, śmiercionośnej dzidy trzymała w dłoniach proporzec z chorągwią podczas defilady.
Obserwował mnie, czuwał nade mną. Ta świadomość sprawiła, że mi ulżyło. Niestety na krótko.
Włócznia świsnęła mi nad głową i uderzyła ponownie. A potem znowu i znowu. Olbrzymka dyszała ciężko, tak samo, jak pompy, zasilające jej lancę. Ja też miałam problem z regulacją oddechu, wciąż nie potrafiłam zapanować nad strachem, bo doskonale wiedziałam, do czego zdolne jest to paskudztwo. Zaledwie kilka chwil temu, na moich oczach przebiło pierś Lany, wyżarło powłokę fioletowego skafandra, a potem skórę i kości. Widok nadpalonych żeber i wykrzywiona agonalnym bólem twarz długo będzie mi się śniła po nocach. Może i jej nie lubiłam, ale nikomu nawet największemu wrogowi nie życzyłabym takiej śmierci. Niestety, nie miałam czasu rozpaczać. Jeśli nie chciałam podzielić losu młodej techniczki musiałam coś wymyślić. W dodatku dzieliła mnie zaledwie chwila od utraty tej resztki baterii, która umożliwiała wspomaganie gojenia ran oraz dostęp do całego mnóstwa udogodnień, które oferował skrzydpak na moich plecach.

CZYTASZ
Iris z różowej mgły
Science FictionJako córka głównodowodzącej w Ogrodzie 519 - będącego zarazem pierwszą i najważniejszą oazą ludzkości od czasu detonacji "Calineczki", bomby zawierającej specjalny gaz mający ocalić ludzkość od zagłady wywołanej szkodliwymi działaniami człowieka, si...