Rozdział 28

1.4K 139 40
                                    

Imitacja mężczyzny wiła się pode mną i wrzeszczała w niebogłosy, ale ja nie przestawałam i raz po raz dźgałam go w czułe miejsce. Byłam jak w amoku. Nie przestawałam, dopóki strażnicy nie złapali mnie za ramiona i nie odciągnęli. Sztylet wypadł mi z dłoni. Dyszałam ciężko, a jaszczur wył zwinięty w kłębek, trzymając się za zmasakrowane krocze.

Jeszcze chwilę temu w sali wrzało od krzyków i śmiechów. Teraz panowała gęsta i ciężka cisza, a ja czułam na sobie rzucane przez zebranych spojrzenia – pełne szoku i niedowierzania. Niektórzy patrzyli nawet z odrobiną strachu. Nie spodziewali się po mnie walki. Nie spodziewali się, że człowiek zdoła przelać krew reptilianina i go skrzywdzić.

Phyllon podniósł się i powoli zszedł z podwyższenia.

– Cóż to był za pokaz! – Zatrzymał się i stuknął berłem o posadzkę. – Kto by się spodziewał, że człowiek może przynieść tyle rozrywki?

Tłum nadal milczał, niepewny, czy się odezwać. Ich spojrzenia wędrowały co rusz z króla na mnie, jakby szukali wskazówki, co dalej. Phyllon ich wyręczył i ruszył do przodu. Minął mnie i stanął nad lamentującym Firnem. Zacmokał z dezaprobatą.

– Okazałeś się bardzo rozczarowujący.

– Wasza Wysokość – wykrztusił. Żyły na jego szyi napięły się, gdy walczył z wciąż trawiącym go bólem.

– Stwarzasz zbyt wiele zamieszania – oznajmił Phyllon z beznamiętnym wyrazem twarzy, po czym uniósł berło i błyskawicznym ruchem wbił jego końcówkę prosto w pierś reptilianina. Firn rozszerzył oczy, drgnął i znieruchomiał.

Król pokręcił głową i wyciągnął broń, po czym odwrócił się do kobiety. Panika chwyciła mnie lodowatą ręką za gardło i zaczęłam się szarpać. Wiedziałam, co zamierzał Phyllon.

– Nie! – Jeden ze strażników zakrył mi buzię dłonią, ale go ugryzłam i puścił. – Zostaw ją! Nie... – Nagle materiał zatkał mi usta. Wierzgnęłam, z wściekłością patrząc na strażnika, który uśmiechnął się krzywo, z zadowoleniem.

Phyllon pojawił się przede mną i pochylił się. Wcześniej, chyba przez adrenalinę, nie czułam jego zapachu, ale gdy się zbliżył, ledwo powstrzymałam odruch wymiotny. Przewróciło mi się w żołądku na myśl o tym, co oznaczał.

Król Wody musnął mój policzek gładkim diamentem.

– Jakaż waleczna – mruknął, a kąciki jego ust uniosły się w nikczemnym grymasie ukazującym pewność siebie zmieszaną z jawnym okrucieństwem.

Próbowałam uwolnić się z uścisku strażników i go dosięgnąć, ale nie miałam sił. Krzyknęłam, gdy zaczął odchodzić, lecz dźwięk zdusiła szmatka, przepuszczając jedynie stłumiony jęk.

Zerknęłam przez ramię na kobietę, która już na mnie patrzyła. Z jej oczu płynęły łzy, ale uśmiechała się, co wydało mi się okropnie smutne. Knebel rozerwał się i teraz miała wolne usta. Czułam, że serce pęka mi na pół, gdy jej wargi ułożyły się w jednym słowie skierowanym prosto do mnie.

Dziękuję.

Phyllon zamachnął się i sekundę później berło sterczało z jej piersi. Przebiło tunikę Bluebell, skórę i mięśnie, zatapiając się w jedynym narządzie, który utrzymywał jaszczury przy życiu. Przymknęłam powieki, moje ciało znieruchomiało pod ciężarem chwili. Nie znałam nawet jej imienia, a mimo to jej ból w jakimś stopniu stał się moim. Była kimś – osobą, która zasłużyła na więcej, niż zaoferowało jej życie. Zginęła niesprawiedliwą śmiercią po okrutnym upokorzeniu, a sprawiedliwość już nigdy jej nie dosięgnie. Czy Phyllon kiedykolwiek zapłaci za swoje czyny?

Węzęł krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz