XVI. (not) afraid

20 2 2
                                    

Kolorowe światła migały szybciej niż bicie jej serca. Mięśnie były rozluźnione, a każdy ruch i podskok jeszcze bardziej wzniecały euforię przepływającą przez każdy mięsień i komórkę ciała. Rozszerzone źrenice oraz uśmiech wymalowany na bladej twarzy gotyckiej panny były jedynie chwilową powłoką tego, co działo się w jej psychice. Jak zwykle, została oszukana i upokorzona przez osobę, którą szczerze kochała. W dodatku zastąpiona przez kogoś, kogo skrycie nienawidziła. Nie chciała nawet słuchać wytłumaczeń Toby'ego, gdyż wcale nie musiał jej się tłumaczyć. Nawet nie byli razem, dała mu wolną rękę. Ale dlaczego akurat ze Stacy? Ona była taka sama jak inni gnębiciele.

Głośna muzyka elektroniczna, jakim był utwór Vanished autorstwa Crystal Castles, rozbrzmiewała z głośników klubu Golden. Zimińska skakała i kręciła się, jakby nie było w koło ludzi. Gdyż parkiet prawie opustoszał. Nie przejmowała się tym. Była tylko ona, pigułka ekstazy oraz szybkie, kolorowe otoczenie, które wydawało się wręcz pędzić z każdym ruchem i obrotem. Czuła się wolna. Przez chwilę ani jedna myśl nie miała znaczenia. Żadne zmartwienie nie posiadało teraz tak ciężkiej wagi, jak zazwyczaj, podczas przytłaczającej codzienności. Tańczyła, jakby nikt nie patrzył, choć miała do tego dwie lewe nogi.

Obserwator stał, gdzieś wśród kurzu oświetlonego bladymi smugami niebieskich ledów. Trzymetrowa postać widniała w wejściu do sali, wpatrując się w nią nieistniejącymi oczyma. I co z tego? Po prostu był. Przyjęła to jako fakt. Teraz się go nie bała, nie odczuwała żadnych następstw i skutków obecności beztwarzowej kreatury. Zniknął po kilkunastu sekundach. Muzyka zmieniła się na coś spokojniejszego, tym razem leciało Alice Practice, od tego samego zespołu.
Zauważyła w tłumie przygnębionego Aidena, który pustymi oczyma patrzył w jeden punkt, wyglądając niczym dziecko zagubione wśród tłumu, szukające swojej matki. Zdawał się teleportować z każdym krokiem, ciężko było zarejestrować jego kroki. Źrenice tak samo wielkie jak jej, lecz oczh pozbawione szczęścia czy stani chemicznej błogości. Oświetlenie centralnie padało na jego twarz, podkreślając narkomańską aparycję.

Szła w jego stronę. Panicznie przedzierającego się przez zgiełk zgromadzonych na parkiecie ludzi. Jasne oczy szkliły się od łez, a on trząsł się, jak podczas jakiegoś epizodu lęku i paniki.
Było znacznie gorzej. Dostał psychozy od pomieszania substancji. Zażycie czterech pigułek MDMA i dożylne podanie metamfetaminy nie mogły skończyć się dobrze.
Ainsworth nie był lekko zestresowany. On był wyraźnie przerażony. Wręcz w sposób schizoidalny. Wszystkie twarze ludzi wydawały się mu patrzeć na niego. Były przerażające, obce, groteskowe, śmiały się, a pojedyncze słowa i szepty odbijały się echem, czasem wołając prześmiewczo bądź ironicznie miło jego imię.
Muzyka brzmiała wręcz nieprzyjemnie i niepokojąco, zdawała się rozdzierać mu uszy. Bolało go serce, chciało mu się pić, a każdy oddech stawał się coraz cięższy. Ludzie byli straszni. Mówili do niego i krzyczeli, ich głowy i szyje były nienaturalnie poskręcane. Tylko Allis wyglądała na spokojną i szczęśliwą. Ten fakt dołował go jeszcze bardziej. Nie mógł sobie wybaczyć, że dał jej spróbować swojego towaru. Nie chciał wpędzić przyjaciółki w nałóg, chciał tylko by choć przez chwilę poczuła się jak człowiek, a nie jak problem i bezużyteczna istota. Bał się, iż uzależni się tak jak on. W końcu stanęli blisko siebie, dzieliła ich odległość dwóch kroków. Rozglądał się w koło, widząc kreatury i potwory. Przestrzeń wydawała się zawężać od zewnętrznych stron ścian, niczym pułapka miażdżąca z kilku stron. A chwilami zaś pomieszczenie wydawało się być ogromnych rozmiarów.

Patrzył zrozpaczony w oczy przyjaciółki, po czym padł jej w ramiona. Musiał mocno się schylić, gdyż był wyższy od niej o jakieś dwadzieścia centymetrów. Wciskał twarz w jej ramię i moczył je łzami, trzęsąc się. Dziewczyna niepewnie pogładziła go po plecach, próbując pocieszyć i zrozumieć, co się stało.
Dawno nie okazywał żadnych uczuć ani słabości. Tylko potrafił się złościć, że przyjaciele nie pożyczają mu pieniędzy bądź próbują go "kontrolować", czyli inaczej, po prostu martwią się o jego stan i uzależnienie.
Mówił jakieś trudne do zrozumienia rzeczy, muzyka ich zagłuszała. Plątanina słów dopiero z czasem nabierała sensu.

𝖎𝖓𝖋𝖔𝖗𝖒𝖎𝖘 𝖈𝖗𝖊𝖆𝖙𝖚𝖗𝖆 ⦻ 𝔰𝔩𝔢𝔫𝔡𝔢𝔯𝔳𝔢𝔯𝔰𝔢Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz