XIX. ⦻

49 4 2
                                    

- Mógłbyś w końcu mi odpisać, bądź przestać mnie unikać, co? - dziewczęcy głos wyrwał go ze stanu popołudniowej drzemki. Zimińska odsłoniła rolety i otworzyła okno, wpuszczając blade, choć i tak bolesne dla niego światło. Chłopak o popielatych blond włosach spojrzał na nią z bólem egzystencjalnym w oczach. Otulił się kołdrą, nie chcąc pokazywać swojego ciała z widoczną niedowagą spowodowaną uzależnieniem od narkotyków - Ale tu jebie. Wietrzysz ty w ogóle?

- Czym jebie? - zapytał Ainsworth, przecierając zmęczone oczy. Dlaczego żył? Przecież wziął tyle, by już nigdy się nie obudzić. A szafki wypchane były listami do najbliższych, które dawno miał już w gotowości. Jeden do wujka, drugi do ojca, trzeci do Allis, czwarty do Margot, piąty do Toby'ego, a szósty do Molly. Adresatem siódmego listu miała być matka.
Nie wiedział, czemu to zrobił. I tak go nie przeczyta, bo nie żyje od pięciu lat. Poczucie beznadziejności po każdej próbie odebrania sobie życia było jeszcze większe. "Nawet tego nie potrafisz zrobić?"

- Gównem. A tak serio, to trzeba tu posprzątać - usiadła na łóżku obok niego, patrząc z zakodowaną od dzieciństwa obojętnością w swym zmęczonych, szarych oczach. Nigdy nie potrafił jej odczytać. Nawet nie chciał. Miała taki wzrok, jakby wiedziała o kimś wszystko i przewiercała się do jego myśli. Dlatego utkwił wzrok w podłodze.
Na nogach miała wysokie glany na koturnie sięgające przed kolana, białą sukienkę z czarną falbanką na samym dole materiału i kokardką na dekolcie, przypominającą koszulę nocną. Założyła także podarte, czarne rajstopy i skórzaną kurtkę, gdyż wiosenna pogoda emanowała jeszcze chłodem. Miała także mnóstwo naszyjników, srebrnych perścionków i kolczyki krzyże. Charakterystyczny był także mocny makijaż oczu i ciemna, bordowa szminka.

Jak się tu dostała? Posunęła się do tego, by przyjść do jego domu. Taka była Allis, gdy nie dostała tego, co chciała, sama po to przychodziła. Uparta do granic możliwości. Podniósł się do siadu i założył przypadkową koszulkę ze sterty ubrań leżących na jego łóżku. Trafił na szary t-shirt z białą czaszką i niebieskimi wzorami przypominającymi graffiti. Nie chciał, by jego przyjaciółka widziała go w takim stanie.
Pokój wyglądał jeszcze gorzej, niż ostatnio. Wszędzie puste butelki, naczynia, sterty ubrań i śmieci. Plecak i wysypujące się książki oraz zeszyty, gitara, mnóstwo płyt muzycznych i starej generacji komputer. Miejsce jego zamieszkania mieściło się w biednej dzielnicy parkingowej pełnej jednopiętrowych, białych domów z najtańszych materiałów budowlanych. On na całe szczęście miał dom, niektórzy mieli baraki bądź przyczepy.
Jako, urodził się jako potomek młodych, nastoletnich rodziców, nie mieli oni środków na zapewnienie im lepszego miejsca zamieszkania. Może i teraz było ich stać na przeprowadzkę, ale jego ojciec był zbyt przywiązany do tego parkingu i okolicy, w dodatku większość czasu bywał poza nim. Dawniej panował tu jeszcze większy syf, gdy zajmowała się nim matka heroinistka. Wstyd było kogokolwiek tu zaprosić. Na podwórku totalny rozpierdol, nie mówiąc już nawet o brudzie wewnątrz.

- Co robiłeś w nocy, że teraz śpisz? Jest siedemnasta - skomentowała, zbierając brudne naczynia z biurka. Sprzątała za niego, chcąc pomóc ogarnąć mu ten depresyjny pokój. Było mu dwa razy bardziej głupio. Nie tylko dlatego, iż nie miał siły zrobić tego sam, ale również z powodu zaistniałej w klubie Golden sytuacji. Osamotniony, naćpany i spragniony uczuć chyba zbyt daleko się posunął, po czasie przemyśleń zrozumiał, że nie potrafiłby darzyć jej miłością romantyczną. Bardziej braterską. W dodatku dostał mocny wpierdol od Toby'ego, który wpadł w atak agresj. Znaki w jego zachowaniu były widoczne. Nie kontrolował się. Kwestią czasu było, aż ten straumatyzowany chłopak popełni przestępstwo. Aiden czuł to w kościach. Teraz Tobias był oskarżony o morderstwo własnego ojca i zniknął.

- Uczyłem się - skłamał, zaciągając kołdrę na twarz. Łzy zbierały mu się w oczach, a on trząsł się.

Ona wciąż o nim pamiętała, troszczyła się o niego. Chciała wyciągnąć z tego gówna, gdy został całkowicie sam. Ojciec nie przejmował się nim. Dla Jamesa Ainswortha jego syn narkoman mógłby zgnić we własnych fekaliach, wtapiając się w swoje łóżko i umrzeć z głodu. Nawet nigdy nie zaproponował mu dofinansowania odwyku. Tylko wyrzucał go z domu bądź ignorował. Dla Allis jednak nie był obojętny, mogliby pokłócić się i zwyzywać od najgorszych, a Zimińska, choć z fochem i nie lada wkurwieniem, pomagałaby mu z jego problemami. Tak właśnie było teraz. A on? Zajmował się swoimi sprawami, wybierał fałszywych znajomych, imprezy, ćpanie. Olewał ich wspólny projekt muzyczny. Nienawidził siebie. Nie dał rady pocieszyć jej w trudnych momentach. Gdyby mógł, strzeliłby sobie w łeb.

𝖎𝖓𝖋𝖔𝖗𝖒𝖎𝖘 𝖈𝖗𝖊𝖆𝖙𝖚𝖗𝖆 ⦻ 𝔰𝔩𝔢𝔫𝔡𝔢𝔯𝔳𝔢𝔯𝔰𝔢Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz