XXIII. somebody's watching me

11 3 0
                                    

Początek lata w tym roku nie darzył słońcem czy pogodą, wręcz odwrotnie. Było raczej deszczowo i pochmurno. Czerwcowego wieczoru, o godzinie dwudziestej, Allis miała spotkać się z Connie Rogers, aby przekazać jej odpowiednie wieści i porozmawiać na temat sprawy zaginięcia Toby'ego. Czekała w pewnym parku, który graniczył z centrum oraz dzielnicą, którą zamieszkiwała. Tak w zasadzie, zanim chłopak zszedł, a raczej został zepchnięty na kryminalną ścieżkę, mieli do siebie dość blisko. Tyle, że jego matka po tragicznym incydencie nie zamieszkiwała już w tym samym domu, zaś przeprowadziła się do siostry, do Wyoming. Nic dziwnego, gdyż wzniecony przez Toby'ego pożar zasiał spustoszenie i nic prawie tam nie zostało. Potrzeba było sporego remontu, by przywrócić mieszkanie do stanu używalności. Dojazd mógł trochę zająć pani Rogers, dlatego Zimińska cierpliwie czekała na jej przybycie doskonale rozumiejąc, iż kobieta może się spóźnić.

Światło latarni padało na zalesioną alejkę delikatnie oświetlając ławkę, na której siedziała. Nieznane było jednak zakończenie uliczki. Zdawała się nie mieć końca. Mocno oświetlony fragment chodnika kontrastował z granatowym niebem i zielenią drzew, wśród których przeważały płaczące wierzby. Z sentymentu znów ubrała luźne dresy z adidasa starej generacji. Czarną bluzę bez kaptura z białymi paskami na rękawach, pozostawiła rozpiętą. Koszulka z Crystal Castles oraz krótkie glany wiązane na trzy dziurki, zdaniem społeczeństwa zdawały się nie pasować do reszty. Ale kogo to obchodziło? Do tego srebrne kolczyki oraz naszyjnik z gotyckimi krzyżami i spora ilość pierścionków. Znów nie miała siły na makijaż, pomalowała jedynie rzęsy i usta pomadką ochronną o smaku wiśniowym, która delikatnie przyciemniła jej wargi. Czarne, długie włosy z pocieniowaną grzywką pozostały rozpuszczone.

Kilka metrów dalej zauważyła zmierzającą w jej stronę sylwetkę. Rozpoznała ją, gdy zajęła miejsce obok. Nieco niższa od niej kobieta w wieku około czterdziestu lat, o zmęczonej aparycji i ciemnych, krótkich włosach oraz zielonych tęczówkach. Spojrzenie zawsze wydawało się być smutne, aczkolwiek teraz oczy pani Rogers oprócz przygnębienia wyrażały wszelkie traumy i przejścia, z jakimi się mierzyła. Przeszłość nigdy nie zanikała, natrętnie powracając w przebłyskach. Tak samo jak strzelanina w Denver Highschool, w przypadku Allis. Przypominała o sobie choćby poprzez trzaśnięcie drzwiami czy jakikolwiek huk na szkolnym korytarzu, przez co musiała przejść na edukację zdalną, gdyż nie dawała sobie rady z poczuciem niepokoju oraz chodzeniem do szkoły. W dodatku liceum objęte było remontem z powodu zniszczeń związanych ze wspomnianym zamachem. Lekcje i tak odbywały się w trybie hybrydowym (zdalnie przez platformę Skype), brakowało niektórych pracowni oraz sprzętu.

Constance zajęła miejsce na ławce, obok dziewczyny. Milczały przez nieokreśloną chwilę, niezręcznie wpatrując się w dal. Czarnowłosa miała wrażenie, że nie są tutaj same. Ciężko było wybrać miejsce znajdujące się z dala od ludzi, w którym mogłyby porozmawiać na tak podejrzane, niezrozumiałe dla typowego obywatela tematy. Ale teraz nie chodziło o ludzkich obserwatorów. A konkretnie o jednego, pozbawionego twarzy. Na ułamek sekundy znalazł się w jej polu widzenia. Tak, jakby dostrzegła go kątem oka, a przy samym spojrzeniu wprost, rozpływał się. Nie wiedziała już, czy ma halucynacje, czy demoniczny byt faktycznie się im przypatrywał swymi nieistniejącymi oczyma.

- Toby żyje - zaczęła Allis, przerywając niezręczną ciszę - Widziałam go. A tak w ogóle, to dobry wieczór. Przepraszam, zazwyczaj zapominam o formalnościach.

- Nic się nie stało, Allis - delikatny uśmiech zawitał na smutnej, zniszczonej życiem twarzy Connie Rogers - Gdzie go widziałaś? Kiedy?

- O ile się nie mylę, jakoś pod koniec marca. Pamięć może mnie zawodzić, to jeden ze skutków obecności bezryjnego. Tak nazywam tę istotę, która przejęła między innymi duszę Toby'ego - odwróciła nerwowo i zaczęła wpatrywać w nieznana przestrzeń w krzakach, jakby coś zobaczyła - Ale wracając do tematu, był to las, za moim domem. Szłam do szkoły, na skróty. Rozmawialiśmy. Powiedział, że mnie nie pamięta. Nie udawał, pokazałam mu zdjęcia. Ale powiedział, że skoro się znaliśmy i są na to dowody, to daruje mi życie. Niósł ze sobą dwie siekiery. Twarz zamaskowaną miał kominem, ubrany w bluzę, którą... dostał od Lyry. Jego ulubiona, beżowa bluza z paskami na rękawach i guzikami na dekolcie. I ten ciemno niebieski, nie pasujący do reszty kaptur - zawahała się, wspominając o zmarłej dziewczynie. Nie chciała schodzić na aż tak drażliwe tematy.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: a day ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

𝖎𝖓𝖋𝖔𝖗𝖒𝖎𝖘 𝖈𝖗𝖊𝖆𝖙𝖚𝖗𝖆 ⦻ 𝔰𝔩𝔢𝔫𝔡𝔢𝔯𝔳𝔢𝔯𝔰𝔢Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz