Rozdział 14 - Ciekawy sąsiad

86 10 10
                                    

--Oki--

Po wyjściu od Bocila usiadłem przed kompem i klepałem tempo tabelki. Jordan i Calane patrzyli to na mnie to na siebie, ale o nic nie pytali. Landryna od czasu do czasu przechodził się po biurze i patrzył co robimy i jak nam idzie robota... Sam by się wziął za nią...

Poczułem jak staje nade mną. Oparł Ramona o moje barki i pokazuje na ekran

B - Woooolno ci co idzie kociaku. - oparł brodę o moją głowę - w takim tempie...

O - Tak tak... Szybko nie wyjdę. Usłyszałem raz. Więcej nie potrzeba - szło wolniej. Bo myślałem tak go wykorzystać i jednocześnie zdeptać... Ale faktycznie takim tempem zostanę tu na noc...

B - Miaaaał haha ... - zaśmiał się głośno - rób tak dalej a będziesz tu spał przez najbliższy tydzień - powiedział mi do ucha liżąc je i poszedł. Popatrzyłem za nim.

J - Tu jesteś jakimś masochistą samobójcą?

O - Ale że co?

J - Tak do Bocila...?

O - Co mi zrobi...? - po za gwałtem....heh.....

J - Wyleje i basta w papierach tak, że cię już nigdzie nie przyjmą.... Póki co było takich dwóch. Ty jesteś trzeci który sie go nie boi

O - Jest się czego bać... Naprawdę - i wziąłem się konkret do roboty. Chris w między czasie zdążył mnie zwyzywać, że znowu zostaje dłużej i że mam po niego dzwonić i chuj.... I tak nie zadzwonię.

Dochodziła 19... Tym razem zostałem sam..... Czas na kawę. Bo mi się mózg ugotuje. Wpadnięcie na Bocila to tylko kwestia czasu. Więc kawka~ i mój kubek się odnalazł . Miodzio.

W sumie. Spokój. Cisza. Może ten gdzieś tam zdechł w tym biurze... Albo winda go przygniotła...jakoś idzie.... 20... Może za 2h skończę.... I Jeb telefon mi zaczął dzwonić na caly regulator. Alex dzwonił bo przecież leci mi L'Italiano. Chciałem szybko wyciszyć bo sam się tego przestraszyłem. Telefon jeb na ziemie. To się schylam... I czołem w blat...

- Kurwa cię Alex...yhm....zajebie cię rudy....

- Rudy? - i podnosząc się szybko drugi raz zakosilem ale tyłem głowy w blat

- Dlaczego ja~ .... - usiadłem masując to czoło to tył głowy patrząc na telefon. Popatrzyłem na jegomościa. Oczywiście że Bocil... I znowu na telefon. Coś za długo męczy ten Ax. Olałem różowego i odebrałem - wisisz mi nową czaszkę.....

A - Com..?

O - A bo zajebałem w biurko.... Czego? - patrzyłem w monitor, ale zerkałem na Bocila kontem oka. Dał ręce na piers lekko zdegustowany. Jest po 20 a on ma na czole okulary przeciwsłoneczne... Pojebany. Opaskę na włosy sobie kup czy coś...

A - A.. ok... Ej. Słuchaj. Bo ty w Monto ta?

O - Ta... - rozłożyłem się po swojemu na fotelu. Różowy się dziwnie patrzy...

A - To wbijemy na weekend hehe

O - Co? - Bocil usiadł na krześle po mojej lewej.

A - No ja i bliźniaczki

O - Nie ma mowy! - aż wstałem - nie zostawię sklepu zamkniętego na weekend! Pojebało was do reszty?!

A - Ale spoko spoko~ zostanie tu Megg z jej kumpelą hah

O - A... No chyba że tak. - usiadłem

A - A i Madison jest na ciebie wściekła

O - Babcia potrzebuje szczepienia na wściekliznę - trochę zapomniałem o tym, że jestem w TEJ pracy. Z TYM typem.

Dziki PiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz