--Oki--
Jutro mijają trzy tygodnie... Nie widziałem nikogo po za Rascalem i Merlinem.... A.. no.. Gato... ale nie chcę z nim rozmawiać. Nie z nim...Nie mam o czym. Chociaż... Brzmiał na przejętego. Ciekawi mnie trochę co chciał. Ciekawi mnie też, co z resztą...
Leżałem plecami do starego. Jest po 4tej. Pewnie się martwią... Dezy na pewno... Muszę z nimi pogadać. Ale pewnie znowu nie będę miał na to czasu.... Po tym jak wyciągną mnie od Fisto cały czas spędzamy na arenie. Wiem co zrobiłem. Ale nie rozumiem dlaczego.... Obróciłem się na plecy, zacząłem wpatrywać w sufit. Może, najpierw powinienem pogadać z doktorkiem... ale tak, żeby starego nie było w pobliżu. Merlina też bardzo pilnuje... Co ty mi zrobiłeś, że tak bardzo ci zależy.... Nie rozumiem... Jestem trochę silniejszy niż normalnie i... faktycznie, zmysły mi się trochę wyostrzyły. Ale nic po za tym...
- I nad czym tak znowu myślisz kundelku? - obudził się... popatrzyłem na niego
- Nad... niczym ważnym - uśmiechnąłem delikatnie. Przez ten czas byłem skazany tylko na niego... Pierwsze dni odmawiałem jak coś mi nie odpowiadało... ale i tak w końcowym efekcie robiłem czego oczekuje.... więc przestałem.
- Wiesz, że jeśli masz jakiś problem, albo pytanie, to możesz mi powiedzieć.
- Wiem o tym. Jeśli będę potrzebował rady, to na pewno ci powiem. - podniósł się i mnie pocałował
- Cieszy mnie to. - jest zadowolony, nawet bardziej, niż w momencie, gdy tu wrócił.... Nie sądzę, żeby tylko z powodu poprawy kilku marnych rzeczy w moim ciele... ale, prawda jest taka, że nie zrobił mi nic przez ten czas. Nie robił krzywdy. Nadal... no.. ta podczas seksu się nie liczy hah.... - napijemy się kawy i zjemy tutaj. Później...
- Do laboratorium...
- Nie. Nie to chciałem powiedzieć. Ale skoro chcesz - pogładził mnie po szyi
- A... co chciałeś powiedzieć? - wolne? W końcu?!
- Że pójdziesz coś dla mnie załatwić. Na północ od końca kanału zagnieździł się pewien nieproszony gość.
- Dlaczego nie wyślesz kogoś innego...
- Bo nie chcę zbędnego zamieszania, a ty sobie świetnie dasz radę.
- Z Chrisem..? - brew mu drgnęła... chyba nie powinienem o to pytać...
- Sam.
- Nie wiem po co go tu sprowadzałeś, jak i tak teraz wysyłasz mnie samego... - wstał, założył szlafrok i usiadł przy stoliku
- Po to by miał na ciebie oko. I tak było. Teraz już nie ma takiej potrzeby. - pomyślmy... jedzenie, kawka... później powie mi więcej o tym co mam zrobić i będę musiał wyjść... nie widzę szansy na rozmowę z kimkolwiek....
- Niby tak...
- Oko już nie krwawi jak wcześniej prawda? Masz się całkiem dobrze i potrafisz znieść więcej niż wcześniej.
- A mimo to, mam wrażenie, że czekasz na coś więcej.. - usiadłem.
- Nie, jest wszystko tak, jak być powinno. Chodź do mnie - wstałem i podszedłem. Chciałem wziąć mój szlafrok, ale stary przyciągnął mnie do siebie, zanim go zdjąłem z oparcia krzesła. Pogładził mnie po boku - goisz się też, szybciej niż wcześniej. - popatrzyłem na miejsce gdzie miał rękę. Faktycznie... Normalnie ślady po ugdyzieniach znikały w ciągu 2/3 dni. Teraz został tylko siniak, któy prawdopodobnie do końca nia zniknie całkiem...
- Powinienem się cieszyć...
- A nie cieszysz? - przytulił twarz do mojego brzucha - ja jestem bardzo zadowolony
CZYTASZ
Dziki Pies
Fanfiction"- Poczekaj..! - złapałem go za bluzę, którą przez "przypadek" trochę zsunąłem odsłaniając lewe ramię. Kaptur też opadł z jego głowy. - Hum? - popatrzył na mnie chłodnym wzrokiem. Ale oczy. a raczej oko... bo prawe całkowicie zakrywały włosy, które...