--Chris--
Kilka dni spędzone w motelu. Tylko ja i Lucy. Szkoda, że nie wiedziałem, wziąłbym ze sobą te papiery.... No cóż, ale nie mogę narzekać na nudę heh W końcu przyszedł. Zapukał do nas do pokoju.
R - Howell? Będę czekał w salonie. - rzucił nie wchodząc i odszedł. Po chwili skończyłem z Lucym i do niego poszedłem
Ch - Już pozbyłeś się "problemu"?
R - Problem sam się rozwiązał. Więc nie musicie już tu przebywać. Jesteście gotowi, czy potrzebujecie czasu?
Ch - Gotowi
R - A twój... chłopaczek?
Ch - Śpi, więc nie będzie przeszkadzał.
R - Skoro tak mówisz. To się zbieraj. Ruszamy. - i tak też było. Wziąłem co nasze. Młodego położyłem na tyle, bo nawet się nie obudził. I Rascal nas gdzieś wywiózł. Za miasto...
Ch - Mam zacząć się martwić?
R - Nie, raczej cieszyć. - i po chwili zobaczyłem posiadłość. Duża. Ładna. Ale mniejsza od mojego hotelu hah! Z drugie strony. Nie przypuszczałem, że zawiezie nas do takiego miejsca... - coś nie tak?
Ch - Nie, wręcz przeciwnie, podoba mi się to co widzę.
R - Mówiłem, że nie będziesz żałować - wjechaliśmy w bramę, przez duży ogród z przodu. Przed wejściem schody. Ładny pałacyk, naprawdę ładny. Zaprosił nas do środka
R - Ukana! - powiedział jakby wołał psa. Przyszła starsza kobieta, skłoniła się nam - zaprowadź ich do pokoju. - powiedział do niej i zwrócił się do mnie - Zostaw go w pokoju - pokazał na Lucyiego - Ukana przyprowadzi cię do salonu. Będę czekał. - i odszedł. Ja poszedłem za staruszką
Ch - Rany, w życiu nie powiedziałbym, że on może mieszkać w takim miejscu.. - powiedziałem rozglądając się - długo pani tu pracuje?
U - Zabroniono mi rozmawiać z gośćmi pana Ramula. Proszę wybaczyć. - i tyle się dowiedziałem.... Zaraz... Ramula? To jego imię? No proszę. W końcu dotarłem do pokoju. Tam zostawiłem młodego i poszedłem dalej za służką, która nie powiedziała ani słowa przez całą drogę. W końcu byłem w sporym salonie. Kanapa, fotele, stół, duży dywan, Kawałek dalej kominek. Dużo książek. Nie dziwi mnie to akurat.
R - Coś do picia?
Ch - Kawy, jak najbardziej. - nie skończyłem dobrze ostatniego słowa, a starsza już znikła gdzieś w bocznych drzwiach. Usiadłem.
R - Czuj się jak u siebie. Dam wam kilka dni na poznanie miejsca. Ale w między czasie na pewno będę chciał, żebyś coś dla mnie zrobił. - traktujesz mnie jak jednego ze swoich pachołków. Nie podoba mi ise to...
Ch - Nie zapominaj, że nie jestem jednym z twoich chłopców na posyłki...
R - Nie zapominam i nie mam zamiaru cię tak traktować. Mówiłem, że będziesz chodził z Okimiro...
Ch - Jest jakiś powód, dla którego nie chcesz go puszczać samego? Wydawało mi się, że raczej działa sam.
R - Teraz wolę, żeby ktoś miał na niego oko. I najlepiej, żeby był to ktoś, komu ufa.
Ch - Wydaje mi isę, że są inni bardziej odpowiedni ludzie do takiej roboty
R - Jeśli myślisz o Vadusie i Dezerterze to raczej ich już tu nie zobaczysz i szybko się do Okiego nie odezwą - nie ma "kundelka" Znowu mówi mu po imieniu. Dziwnie słyszeć to z jego ust. Czyli Oki i Vi się nadal kłócą. I tu byli... Zaraz, ten szczeniak mi ufa? Dobre ha... A no właśnie
![](https://img.wattpad.com/cover/374433185-288-k778890.jpg)
CZYTASZ
Dziki Pies
Fanfic"- Poczekaj..! - złapałem go za bluzę, którą przez "przypadek" trochę zsunąłem odsłaniając lewe ramię. Kaptur też opadł z jego głowy. - Hum? - popatrzył na mnie chłodnym wzrokiem. Ale oczy. a raczej oko... bo prawe całkowicie zakrywały włosy, które...