Rozdział 50 - Nowy partner

113 12 15
                                    

--Chris--

Kilka dni spędzone w motelu. Tylko ja i Lucy. Szkoda, że nie wiedziałem, wziąłbym ze sobą te papiery.... No cóż, ale nie mogę narzekać na nudę heh W końcu przyszedł. Zapukał do nas do pokoju.

R - Howell? Będę czekał w salonie. - rzucił nie wchodząc i odszedł. Po chwili skończyłem z Lucym i do niego poszedłem

Ch - Już pozbyłeś się "problemu"? 

R - Problem sam się rozwiązał. Więc nie musicie już tu przebywać. Jesteście gotowi, czy potrzebujecie czasu? 

Ch - Gotowi

R - A twój... chłopaczek?

Ch - Śpi, więc nie będzie przeszkadzał. 

R - Skoro tak mówisz. To się zbieraj. Ruszamy. - i tak też było. Wziąłem co nasze. Młodego położyłem na tyle, bo nawet się nie obudził. I Rascal nas gdzieś wywiózł. Za miasto...

Ch - Mam zacząć się martwić?

R - Nie, raczej cieszyć. - i po chwili zobaczyłem posiadłość.  Duża. Ładna. Ale mniejsza od mojego hotelu hah! Z drugie strony. Nie przypuszczałem, że zawiezie nas do takiego miejsca... - coś nie tak?

Ch - Nie, wręcz przeciwnie, podoba mi się to co widzę.

R - Mówiłem, że nie będziesz żałować - wjechaliśmy w bramę, przez duży ogród z przodu. Przed wejściem schody. Ładny pałacyk, naprawdę ładny. Zaprosił nas do środka

R - Ukana! - powiedział jakby wołał psa. Przyszła starsza kobieta, skłoniła się nam - zaprowadź ich do pokoju. - powiedział do niej i zwrócił się do mnie - Zostaw go w pokoju - pokazał na Lucyiego -  Ukana przyprowadzi cię do salonu. Będę czekał. - i odszedł. Ja poszedłem za staruszką

Ch - Rany, w życiu nie powiedziałbym, że on może mieszkać w takim miejscu.. - powiedziałem rozglądając się - długo pani tu pracuje? 

U - Zabroniono mi rozmawiać z gośćmi pana Ramula. Proszę wybaczyć. - i tyle się dowiedziałem.... Zaraz... Ramula? To jego imię? No proszę. W końcu dotarłem do pokoju. Tam zostawiłem młodego i poszedłem dalej za służką, która nie powiedziała ani słowa przez całą drogę. W końcu byłem w sporym salonie. Kanapa, fotele, stół, duży dywan, Kawałek dalej kominek. Dużo książek. Nie dziwi mnie to akurat. 

R - Coś do picia?

Ch - Kawy, jak najbardziej. - nie skończyłem dobrze ostatniego słowa, a starsza już znikła gdzieś w bocznych drzwiach. Usiadłem. 

R -  Czuj się jak u siebie. Dam wam kilka dni na poznanie miejsca. Ale w między czasie na pewno będę chciał, żebyś coś dla mnie zrobił. - traktujesz mnie jak jednego ze swoich pachołków. Nie podoba mi ise to...

Ch - Nie zapominaj, że nie jestem jednym z twoich chłopców na posyłki...

R - Nie zapominam i nie mam zamiaru cię tak traktować. Mówiłem, że będziesz chodził z Okimiro... 

Ch - Jest jakiś powód, dla którego nie chcesz go puszczać samego? Wydawało mi się, że raczej działa sam.

R - Teraz wolę, żeby ktoś miał na niego oko. I najlepiej, żeby był to ktoś, komu ufa.

Ch - Wydaje mi isę, że są inni bardziej odpowiedni ludzie do takiej roboty

R - Jeśli myślisz o Vadusie i Dezerterze to raczej ich już tu nie zobaczysz i szybko się do Okiego nie odezwą - nie ma "kundelka" Znowu mówi mu po imieniu. Dziwnie słyszeć to z jego ust. Czyli Oki i Vi się nadal kłócą. I tu byli... Zaraz, ten szczeniak mi ufa? Dobre ha... A no właśnie

Dziki PiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz