Rozdział 12 - Ciężka robota

96 11 24
                                    

--Oki--

- I jak ci idzie? - zapytał Jordan, który okazał się być.... Normalny. Zdążyłem się dowiedzieć, że jest dwa lata starszy ode mnie. Pracuje już tu 4 lata i w sumie ogarnia dużo. Powiedział tez, że mam uważać na różowego bo robi co chce i nikt mu nic nie powie. Jedyną osobą której się słucha to ta nad nim. A na ogół się zgadzają ze wszystkimi... Już się boje

- Już skończyłem

- Zaraz dłuższa przerwa. Po toważyszył bym ci ale muszę skoczyć na inne piętro coś załatwić. Także nie daj się pożreć starym wyjadaczom hah. - po 20 minutach ludzie zaczęli się zbierać. Jordan pokazał mi gdzie co jest. Nawet kubek mi na kawę pożyczył. I się ulotnił. Usiadłem sam... Ale zaraz do mnie podeszli wszyscy po kolei i się dopiero przedstawili. W sumie grupa 8 osób nie licząc mnie. Ja jako 9ty. Dwoje już poznałem. Ten cały główny księgowy i Jordan. Reszta w sumie też przyjemni ludzie. Jak na razie. Bo co będzie to się okaże. Na koniec przerwy poszedłem zrobić sobie kawki~ gotuje wodę w czajniku a tu czyjeś łapy czuję na swoich biodrach

- Zdenerwowałem się wcześniej nowy. Nie ładnie tak szefa traktować - o.... No tak. Różowy szef.... Super. I wsuwa ręce mi pod koszulę. To mu po łapach. Trochę na za dużo sobie pozwala....

- Mógłby Pan przestać....?

- Nie. - krótko i poważnie, i znowu pcha łapy. To ja znowu go odtraciłem. Obrócił mnie twarzą do siebie i chwycił mocno za nadgarstki przypierajac do blatu. - Słuchaj - powiedział z miłym uśmiechem patrząc mi w oczy. - nie wiem jak tam to u was działało w Overr... Ale tu tacy jak ty głosu nie mają. Im więcej będziesz mi się stawiał, tym bardziej dopierdole ci robotą. I to tak, że będziesz zostawał na noc. A ja lubię nadgodziny z nowymi. Stają się wtedy tacy potulni. - oj. Już się kurwa ciebie boje....

- Trochę mobbing, nie uważa Pan?

- Mobbing? Nie w tej pracy kochany. A już na pewno nie w tym dziale - poklepał mnie po policzku - a twoja ładna twarzyczka ci w niczym nie pomoże. - przygryzł lekko patrząc na moje usta. Super. A specjalnie wybrałem księgowości.... To się nazywa pech... O ludzie idą. No już, Odsuń się ode mnie..... Ale on nic. Ludzie zaglądnęli i się wycofali z pomysłu... Aha... Czyli mam super robotę...

- Cudnie.... - warknalem gdzieś w eter odwracając od niego twarz. Wyrwało mi się...

- Słucham? - a chuj w niego....

- Z całym szacunkiem, ale jestem tu aby pracować, a nie robić za maskotkę. Więc przepraszam, ale robota czeka. - wyrwałem ręce z jego uścisku i zacząłem zalewać kawę.

- Huuuuuuuuh? No proszę. Czyli nie będę się nudził. Masz tupet skakać tak do mnie w pierwszy dzień. - skakać? Przecież ja tylko mówiłem. I to że stoickim spokojem... Co będzie jak jednak mi nerwy puszcza? Hah. Bez słowa wziąłem kubek. - widzimy się później~ - on brzmiał jakby się naprawdę dobrze bawił. Wróciłem do komputera i zacząłem liczyć to co mi zostawili. W między czasie Chris mi wysyłał wiadomości że zaraz ich wszystkich tam pozabija. Ciekawi mnie co tam u niego się dzieje, że go wkurwili. Z drugiej strony.... Dużo nie trzeba. Już miałem kończyć. Zbierać do domu. Ale podszedł ten blondyn... Nie pamiętam jak on miał... I położył stertę papierów koło mnie

- Nie wiem co zrobiłeś, ale szybko nie wyjdziesz. Przejebane masz młody hah - podrapał się po tyle głowy, mówiąc zmęczony

- Żartujesz....

- Nie. Niestety nie. - i poszedł. Jeśli on mysli, że zajmie mi to więcej niż godzinę.... To co robiłem teraz przez 8 zajęłoby mi 3... Ale się wlokłem specjalnie. Więc teraz najwyższe obroty. Na szczęście nie tylko ja zostałem. SMS do Chrisa, że ma czekać. I lecimy. Po niecałej godzinie skończyłem i zacząłem wychodzić.

Dziki PiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz