Rozdział 24 - Nie, nieznajomi [+18]

91 9 25
                                    

--Oki--

Minął kolejny tydzień. Bocil się kręcił zawsze gdzieś blisko... Ale w większości siedziałem z Kalerem w jego biurze. Połowa czasu pracy to jego ręce na mnie. No i dobra...

Właśnie mnie bierze od tyłu karząc klepać dalej tabelki.

- Kai.

- T-tak?.... - ciężko się skupić

- We wtorek jedziesz że mną do Overr.

- T-tak jest... Szefie~.... - plus taki, że moja ręka się trochę ogarnęła. A nacięcia Bocila szybko zeszły.

- Masz się mnie słuchać. Nie rozmawiać z innymi... Trzymać blisko, rozumiesz? To nie są ludzie, którzy są warci zaufania

- M..mhm... A.. a jednak z nimi współpracujesz

- Mam z tego korzyści. To że jestem z nimi szczery, nie znaczy że im ufam. - a widzisz! A u mnie na odwrót, im ufam bardziej niż tobie - przyjadę po ciebie o 7

- Będę czeka~ł....!

----

7... Podjeżdża. Wsiadłem i. Tak. Przespałem drogę hah. Znowu pokój. Ten sam w tym samym hotelu. Ale tym razem ciotuchny na korytarzu nie widziałem. Pojechaliśmy do biura GGWZ w Overrain. I wróciliśmy dopiero pod wieczór.

MA - Tu jesteście! Ale się ukryliscie

K - Ma'am - i znowu ucałował jej dłoń

MA - Gentleman jak zwykle - ta ta. Się kurwa na starość nie zakochaj. Hah. - I Kai jest. Jak dobrze. Chodźcie. Będziemy grać przy barze. - i nas prowadzi

K - Co prawda, miałem się zająć pracą. Ale Pani nie mogę odmówić

MA - No oczywiście że nie - no. A tam Joel i Vic. Przywitali się wszyscy - coś do picia? - i kelner od razu nalał trunku Kalerowi - a dla ciebie? - popatrzyła na mnie

O - Wody poproszę

PJ - Abstynent? W takim gronie? Haha nie na długo - już chciałem mu odpowiedzieć, ale Kaler popatrzył na mnie karcąco. No tak. Miałem się do nich nie odzywać.... - jaki grzeczniutki, aż ciężko w to uwierzyć, że jest tylko asystentem - zaraz będe śpiewał "stary Joel mocno śpi.... i się kurwa już nie obudzi...!" .... Gdzie ten Howell...

V - A, Tak na marginesie, szef wraca jutro do miasta. Nadal chcesz się z nim widzieć? - jutro? jak to kurwa jutro.... miał tu już być....?! Popatrzyłem na Victora delikatnie pytająco. On jak był pewien, że Kaler nie patrzy to wzruszył ramionami. Coś się stało...?... Ciekawe czy będzie jutro.... Nie nie, nie martwię się o niego.. ale o siebie, dzień dłużej muszę udawać!

K - Tak, oczywiście, e jestem. W takim razie już porozmawiam z nim o moim planie. - planie?.... Yh. Super, więcej do pamiętania... W końcu dostałem swoją wodę. No. A oni grają.

V - Kai też zagra? - miałem odpowiedzieć, że z chęcią.

K - Nie, nie będzię - już lekko bardzo trochę poirytowany napiłem się wody patrząc po nich. Mój wzrok stanął na Joelu

PJ - Twój asystent nie ma języka czy jak?

K - Nie, ale dbam o to, żeby wrócił ze mną.... cały...

PJ - Cały? No proszę cię, ta dziecinka wygląda jak sprz....?! - w trakcie tego zdania, aż się zachłysnąłem, a Aseo przez "przypadek" wylała na niego wino

MA - Oj, ale dzisiaj ze mnie niezdara, wybacz Joel

K - Z całym szacunkiem, ale chyba nie chcę znać końca tej wypowiedzi. - uśmiechnął się do Joela.

Dziki PiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz