AleksandraMaterkowsk
Piosenka:
Mama's boy - Dominic FikePostanawiamy pochodzić sobie po mieście w ramach rozluźnienia napięcia panującego pomiędzy nami dwojgiem. Co chwilę moim oczom rzucają się ludzie, budynki, auta, a czasem to wszystko ma raz. Dostrzegam jakiś sklep odzieżowy, i na długo nie spuszczam z niego wzroku. W sumie przydałyby mi się jakieś ładne ciuchy z Malediw, nie sam magnes. Przechodzę przez pasy, a za mną idzie Will. Nie łapiemy się za rękę, zachowujemy bezpieczny dystans w stosunku do siebie, aby więcej nie dopuścić do podobnej głupoty. Dostrzegam szyld sklepu, na którym pisze Local handcraft stores, i wchodzę do środka, razem z chłopakiem. Moim oczom rzuca się wiele ładnych ubrań, biżuterii, a nawet instrumentów. Moim oczom rzuca się biała koszulka z ciemnym napisem MALDIVES. Will widzi, że ją dostrzegam, ale równie szybko ją odkładam, gdy dostrzegam plakietkę z cena.
- Zapłacę - sugeruje chłopak, po czym wyjmuje z kieszeni spodni portfel.
To wszystko sprawia, że czuję się bardzo niekomfortowo, jednak nieśmiało przyjmuję propozycję. Nakładam na siebie koszulkę i zaczynam przeglądać się w lustrze znajdującym się obok. Chcę sobie wytknąć, że wyglądam w niej grubo, i wcale nie satysfakcjonuje mnie widok mojego ciała w takim wydaniu, ale Will stojący obok nieświadomie daje mi motywację do wmawiania sobie dobrych rzeczy. Bo póki co to tylko on i Meave powiedzieli mi coś dobrego na temat mojego ciała. Oczywiście, nie oczekuję tego od ludzi, ale na pewno czuję się dwa razy bardziej... Dobrze z samą sobą.
- Jest ładnie - odpiera cicho, jakby mówił to sam do siebie, ale ja to słyszę, i posyłam mu niemrawy uśmiech.
Zdejmuję powoli koszulkę, po czym podaję ją Willowi. Ten podchodzi do kasy, i płaci miłej ekspedientce. Pakuje mój dobytek w tekturową torbę, i życzy nam miłego dnia. Wychodzimy ze sklepu w miarę zadowoleni. Przechodzimy znów przez pasy i wracamy do poprzedniej trasy. Tym razem to Will coś zauważa. Idziemy w stronę jakiegoś murka z graffiti. Miejsce przyciemniają budynki, które otaczają tą dziwną dzielnicę. Skręcamy w prawo, a im bliżej jesteśmy, tym większy czuję odór dymu nikotynowego i alkoholu. Skrzywiam się mimowolnie, kiedy w kącie tego dziwnego miejsca dostrzegam kosz z pustymi butelkami, zgaszonymi papierosami, i wieloma innymi rzeczami, których wolałam nie widzieć. Na ścianie wykonanej z muru są wyrysowane różne napisy, gdzieniegdzie obrzydliwe, niecenzuralne obrazki, i sporo innych, różnych rzeczy. Will wdrapuje się na murek, i pomaga mi wejść na górę. Delikatnie łapie mnie za rękę, co sprawia, że równie delikatnie się rumienię. Całe szczęście ta chwila trwa przez krótki czas, bo już po momencie daję radę sama się podciągnąć. Siadam około dziesięć centymetrów dalej od niego.
- Dzwonimy do Leili i Freda? Pewnie mają niezłego kaca - śmieje się, po czym włącza dodatkowy zasięg, i dzwoni pod nieznany mi numer.
Rozlega się parę sygnałów, po czym do moich i Willa uszu dociera zachrypnięty, kobiecy głos. Leila brzmi, jakby umierała.
- Hej, co tak wcześnie? - mamrocze. - Obudziliście mnie...
- Jest jedenasta, Leila - odpiera rozbawiony William. - Możemy do was skoczyć na kawę?
- Jakim cudem nie masz kaca po wczorajszym? Jest z tobą Shelly? - pyta dziewczyna ledwie słyszalnym głosem.
Will przytakuje i podaje mi telefon. Przykładam urządzenie do ucha, i czekam na swój wyrok. W końcu, jako jedyna w porównaniu do nich prawie wcale nie tknęłam alkoholu. Pewnie wszyscy umierają teraz z zazdrości, że ja i William jako jedyni się dziś jakoś trzymamy. Niech mój towarzysz się cieszy, że napoiłam go dużą ilością wody. Inaczej zdychałby razem z nimi. Meave, Julianem, i naszymi gołąbkami, Leilą i Fredem.

CZYTASZ
Room (15+)
RomancePROLOG 27 LIPCA Wszystko zaczęło się od jednej ucieczki. Shelly Clarke jest zbuntowaną szesnastolatką, pragnącą ucieczki od swoich skłóconych rodziców. Co noc budzą ją krzyki i dziwne odgłosy. Tym razem jednak zaplanowała sobie ucieczkę: potajemnie...