~5~

40 3 2
                                    

AleksandraMaterkowsk
Piosenka:
Belong together - Mark Ambor

- Muszelko - rozlega się głos, który najpierw wydaje mi się być nieco rozmyty.

Widzę ogród, a obok niego ciemnowłosego mężczyznę, z rozmazaną twarzą. Ma chyba kręcone włosy, i trzyma mnie za rękę. Uśmiecham się szeroko, widząc go. Umysł podpowiada mi, że to ktoś mi bardzo dobrze znany, więc decyduję się powitać go na dzień dobry.

- Muszelko - mówi coraz donośniej ten niski tembr, na co moje oczy robią się szersze.

Przecież tylko jedna osoba tak do mnie mówi. Szlag.

- Budź się, muszelko. Mam pewien pomysł na dzisiejsze zwiedzanie - mówi chłopak, na co ja otwieram oczy i znów znajduję się w hotelowym pokoju.

I wtedy zdaję sobie sprawę z tego, że tak dawno dobrze nie spałam. Ocieram oczy, po czym na moją twarz skrada się uśmieszek. Jednak już po chwili przypominam sobie, że przecież jestem tu z Williamem. Nie dość, że nazywa mnie muszelką, to dodatkowo wkrada mi się na łóżko. Siedzi obecnie obok mnie, wbijając we mnie intensywne spojrzenie, a ja dochodzę do wniosku, że na jego lewym oku znajduje się ledwie dostrzegalna, brązowa plamka.

- Masz heterochromię? - pytam, na co jego usta wyginają się w kpiącym uśmiechu.

- Gratulacje. Do tej pory jeszcze nikt tego nie zauważył, muszelko - oznajmia, na co ja otwieram szerzej oczy. - Ładne?

- Gdyby nie ich właściciel, powiedziałabym, iż tak - odpieram, śmiejąc się delikatnie.

- A co ci się we mnie nie podoba? Fakt, że nazywam cię muszelką? Według mnie to dosyć słodkie przezwisko.

Wywracam delikatnie oczami, na co ten delikatnie chichoczę. Na moją twarz mimowolnie wkrada się delikatny rumieniec. Znów czuję ten cholerny cynamon i dezodorant. Coś czuję, że ten zapach zostanie w mojej pamięci na dosyć długo. Chłopak widocznie zauważa moje zaczerwienione policzki, na co przybliża się do mnie jeszcze bardziej.

- Nie, nie jest - oznajmiam z nieskrywaną złością w oczach, po czym postanawiam zmienić temat. - Gdzie my się wybieramy?

- Do głównej atrakcji tej wyspy: Malé - mówi, machając mi przed twarzą rękami.

Odpycham go delikatnie, po czym idę w stronę kuchni, aby się czegoś napić. Nie zastaję tam nikogo, co mnie dziwi. Czyżby wszyscy przyjaciele Williama już stąd poszli? Upijam sporego łyka wody, po czym zewnętrzną częścią ręki przecieram sobie usta. William pochodzi do kuchenki gazowej, po czym gotuje wodę. Wnioskuję, że na herbatę, ponieważ ten znów wyjmuje dwie saszetki. Śmieję się, po czym pytam zagadkowo:

- Czy ty jesteś sekretnie uzależniony od herbaty?

Chłopak śmieje się pod nosem, po czym przytakuje powoli, a mnie rozśmiesza jego reakcja. Po chwili jednak chłopak zaczyna mówić, a moja ręka, nie wiem dlaczego, delikatnie drga.

- Lubię. Zgaduję, że ty także trochę chcesz? - pyta, na co ja od razu kiwam głową.

- Mhm... Strasznie chce mi się pić - mówię. - Nie mam zamiaru tu przecież siedziała o suchej mordzie, kiedy ty będziesz sobie pił herbatkę.

William wywraca oczami, po czym przysiada do stołu i znów bierze się za te swoje bazgroły w notatniku. Bierze w rękę czarny długopis, po czym zaczyna sunąć nim po kartce. Przyglądam się ruchom jego żylastej ręki, próbując się nie uśmiechnąć. William najwyraźniej to dostrzega, ponieważ patrzy na mnie przez moment, po czym wraca do rysowania ma kartce.

Room (15+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz