~18~

22 2 2
                                    

AleksandraMaterkowsk
Piosenka:
Billie Eilish - Birds of a feather

Nie budzi mnie żaden skurcz, ani ból brzucha, co mnie zadziwia. Zawsze mam okres nad ranem, bądź nawet w środku nocy. Przeczuwam, że coś jest nie tak, więc postanawiam wstać, w celu pójścia do łazienki. Rozglądam się jednak wokół i orientuję się, że Will otacza moją talię rękoma, a głową wtula się w moje włosy. Nie chce mi się jednak wstawać. Zdecydowanie bardziej wolę siedzieć w ramionach tego chłopaka, niż wstawać. Jego wsparcie jest obecnie jednym z najważniejszych w moim życiu, a tak właściwie to jedynym. Rodzice nawet nie uraczyli mnie choć jednym pocałunkiem w czoło, objęciem, ani nawet miłym słowem.

O wilku mowa.

Słyszę wesołą melodyjkę, która dochodzi najprawdopodobniej z mojego telefonu. Próbuję wydostać się z objęć chłopaka, i w tym samym czasie go nie obudzić. Głaszczę go delikatnie po włosach, i cicho otwieram drzwi. Dostrzegam na wyświetlaczu mojego telefonu napis mama, i to mi starczy, aby popaść w literalną panikę. Od razu chwytam w dłoń telefon i chcę odrzucić połączenie, ale coś mówi abym jednak z nimi porozmawiała. Chociaż na parę sekund. Wciskam zieloną słuchawkę, i od razu tego żałuję, ponieważ dostaję dreszczy, gdy tylko słyszę zachrypnięty głos mojej matki.

- Shelly Clarke - mamrocze kobieta, a ja muszę oprzeć się o ścianę.

Jej głos od razu zanosi mnie do USA, kraju, w którym przeżyłam okropne rzeczy. Kiedy zamykam oczy, pojawiam się znów w tym obskurnym domu. Słyszę krzyki zmieszane z odgłosami tłuczonych naczyń. Oddycham głęboko i powoli, próbując odzyskać rezon, i wymyślić coś odpowiedniego do powiedzenia.

- Gdzie jesteś, córko?

Ostatnie słowo moja matka wypowiada z tak wielką pogardą, że dosłownie przywołuje kropelki potu na moją twarz.

- Daleko od waszych kłótni - mamroczę cicho.

- Mów mi natychmiast, gdzie jesteś, Shelly! Jak wrócisz do domu, dostajesz karę na telefon przez dwa miesiące! - wrzeszczy moja rodzicielka, a ja aż się wzdrygam.

- Ja... Jestem w... - chcę wymyślić coś odpowiedniego, póki nie zauważam Willa wchodzącego do kuchni.

Wygląda bosko w tym białym T-shircie i luźnych dresach. Jego nogi okryte są ciemnymi klapkami z Nike. Włosy chłopaka są roztrzepane, a oczy totalnie zaspane. Will ziewa, po czym podchodzi do mnie. Chłopak kuca przede mną, i masuje moje udo, co doprowadza mnie do jeszcze większego rozkojarzenia.

- No? Gdzie jesteś? Słucham! - krzyczy dalej moja matka, a ja jestem kompletnie zaaferowana.

- Powiedz prawdę - szepcze Will. - To najlepsze wyjście.

Patrzę na niego wzrokiem czysto mówiącym ,,no chyba cię ostro pojebało", ale kiedy widzę jego delikatnie zdenerwowany wyraz twarzy, wzdycham ciężko i mówię:

- Na Malediwach. Nie wrócę do tego domu, nie ma opcji.

- Wrócisz, i koniec kropka. Inaczej namierzymy twój telefon, i przylecimy tam osobiście, aby cię odebrać! - Krzyczy moja matka, a ja próbuję z całego serca nie rozpłakać się przed Willem.

Chłopak, widząc mój stres, zabiera mi agresywnie telefon, czego kompletnie się po nim nie spodziewam. Will i agresja? Tylko i wyłącznie, kiedy jego przyjaciele są w niebezpieczeństwie, ale czy ja nią byłam? No tak, w sumie zauważyłam, że chłopak ostatnio coraz częściej mnie dotyka, całuje, i do siebie przytula. Podejrzewam, że coś jest na rzeczy, ale nie chcę cieszyć się nadzieją, i to prawdopodobnie złudną. Will po prostu taki jest: miły i bardzo nadopiekuńczy.

Room (15+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz