AleksandraMaterkowsk
Piosenka:
WALK THE MOON - Shut up and danceNigdy w życiu tak dobrze nie spałam.
Co prawda niekiedy budzę się, aby napić się wody, bądź pójść do łazienki, ale noc bez odgłosów krzyków, szarpania, i innych bliżej nieokreślonych mi dźwięków, jest dla mnie niczym wybawienie. Z każdym dniem spędzonym tutaj coraz mniej żałuję mojej decyzji. I też trochę przekonałam się do ludzi. Oczywiście niektórych, a tymi niektórymi są Meave, William, Julian, i nasza para zakochanych gołąbków, Leila i Fred. Nie znam ich jeszcze za dobrze, ale to oni są definicją domu - to osoby, z którymi czuję się komfortowo.
Dzień czwarty mojego pobytu. Godzina dziewiąta rano. Uderzają we mnie promienie słoneczne, co oznacza, że William poszedł już do salonu, i odsłonił okno. Wstaję, i przeciągam się delikatnie. Czuję się nieco lepiej niż wczoraj, po imprezie. Kiedy wchodzę do kuchni, nie widzę tam już śladów po naszym wczorajszym seansie. Nikogo nie ma, oczywiście oprócz Williama, który rysuje coś w swoim notatniku. Przysiadam się bliżej, i przyglądam się temu, co chłopak rysuje. Dostrzegam mały, wiejski domek, położony na samym środku rysunku, otoczony różną roślinnością. Do domku prowadzi wydeptana specjalnie ścieżka.
- Ładne - mamroczę.
Chłopak cicho mi dziękuje, a ja postanawiam zrobić coś pożytecznego. Wyjmuję z szafki banana, kroję go na kawałki, i kładę sobie go na talerzyk. Nalewam sobie do szklanki wody, i zaczynam przeżuwać pokarm. Postanowiłam, że zacznę coś jeść, aby William się o mnie nie martwił. Plan wygląda prosto: kiedy się obudzę, zrobię sobie śniadanie, następnie, na obiad - jakaś lekka przekąska, na przykład mus i pół kromki w dżemem, a pod koniec dnia, ewentualnie, herbata. Nie chcę, aby ktoś się o mnie martwił. Chociaż... To bardzo dziwne, a zarazem tak cudowne uczucie. Nikt nigdy nie żywił czegoś takiego w stosunku do mnie.
William, widząc, że jem cokolwiek, uśmiecha się delikatnie, po czym zagaduje mnie:
- Pojutrze Leila i Fred organizują barbecue. Będziesz chciała ze mną przyjść? - Kiedy to mówi, przytakuję.
- Co ty na to, aby skoczyć dziś na plażę? - pytam nieśmiało, spodziewając się podświadomie odpowiedzi twierdzącej.
- Hmm... Pogoda w sumie dziś ładna, więc możemy wyjść - odpiera. - A potem możemy pójść na gofry, oczywiście jeśli będziesz miała na nie ochotę.
Przytakuję, wiedząc już, że będzie to jeden z tych lepszych dni. Wchodzę do łazienki w celu przebrania się na strój kąpielowy. Patrzę w lustro, widząc tam siebie z kompletnie rozczochranymi włosami. Przeczesuję je, co trwa około minuty, po czym upinam je klamerką. Smaruję swoje ciało kremem przeciwsłonecznym, bo nie chcę się upiec, a na nogi nakładam krótkie, ciemne spodenki. Zgarniam z kąta łazienki niebieskie japonki, po czym wychodzę do kuchni. Will przez moment taksuje mnie wzrokiem, po czym również idzie w stronę łazienki. Zgarniam parasol, ubrania na zmianę, a także zestaw wiaderek i łopatek. Od zawsze chciałam zbudować zamek z piasku na Malediwach. Zakrywam zestaw kocem, ponieważ nie chcę, aby William się ze mnie śmiał. Pakuję to wszystko do dużej, bawełnianej torby zakupowej, i przewieszam to przez moje ramię. Chłopak wychodzi z łazienki, po czym wkłada do torby swoje ubrania, telefon, pompkę elektryczną, i koło do pływania. William otwiera mi drzwi, a ja mu cicho dziękuję, po czym wychodzimy spoza obszaru hotelu. Idziemy prawie minutę, lecz niespodziewanie William się zatrzymuje, i łapie mnie za rękę.
- Wiesz, że za hotelem też mamy plażę? - pyta, na co ja unoszę brwi w zaskoczeniu.
- Możemy tam iść? - odpowiadam pytaniem na pytanie.

CZYTASZ
Room (15+)
RomansaPROLOG 27 LIPCA Wszystko zaczęło się od jednej ucieczki. Shelly Clarke jest zbuntowaną szesnastolatką, pragnącą ucieczki od swoich skłóconych rodziców. Co noc budzą ją krzyki i dziwne odgłosy. Tym razem jednak zaplanowała sobie ucieczkę: potajemnie...