Podano nam do stołu wino i nalano je do kieliszków.
-A tak w ogóle, to co tam u siostry, na rozprawie była taka wściekła, że jej para leciała z uszu- zaśmiał się upijając łyk.
-Nic ciekawego. Nienawidzi cię- przypomniałam sobie o niej. Nie mogę jej powiedzieć, że ten tajemniczy blondyn to Joost Klein.
-Lol.
Popatrzyłam na niego ze zdumieniem.
-Co?- zapytał.
-Nikt normalny nie mówi "lol" na żywo.
-Ja nie jestem normalny.
Zapadła cisza.
-No bez kitu, lol- napiłam się wina.
-To zabrzmiało jak rozmowa dwóch starszych osób, które próbują być młodzieżowe- zwrócił uwagę.
Zaśmiał się, prawie wylewając wino,
a ja po chwili do niego dołączyłam. Nie mam pojęcia, co było w tym takiego zabawnego, ale oboje się śmialiśmy.-Nie ma to jak śmiać się ze własnego żartu- prychnęłam.
Nalał sobie nowy kieliszek i również mi.
-Dzięki.
Usłyszałam szum i spojrzałam za witrynę, gdzie zaczął padać ulewny deszcz.
-Deszcz pada- poinformowałam.
-Chyba leje jak z cebra- westchnął, również to zauważając.
-Mam nadzieję, że zaraz przestanie, bo mój przystanek jest trochę daleko...
-A moje mieszkanie jest dwa kilometry stąd, bo sobie postanowiłem zrobić spacerek.
-To wróć autobusem albo metrem.
-No chyba będę musiał.
Właśnie przyszło do nas jedzenie. Byłam okropnie głodna, bo od obiadu w pracy, czyli suchej bagietki czosnkowej, nic nie jadłam.
-Ja pierdziele, ale dobre- powiedziałam, gdy przełknęłam makaron.
-No- przyznał Joost- zauważyłaś, że często jak się jest w restauracji, to mówi się "mmm, ale dobre, jak
w domu", a jak jest się w domu to mówi się "mmm, ale dobre, mogłabyś otworzyć restaurację"?Patrzyłam na niego przez chwilę, myśląc nad jego słowami.
-Nie zwróciłam uwagi. Ale masz rację...
-No.
Jedliśmy rozmawiając, a czas bezkarnie płynął i nie chciał się zatrzymać.
W końcu zrobiło się kompletnie ciemno, a wielki zegar na ścianie obok wskazywał godzinę dwudziestą pierwszą. Jednak nadal nie przestawało padać.
-Musze iść jutro do pracy na ósmą- westchnęłam. Zaczęło mi być gorąco
i kręciło się w głowie.Właśnie kończyliśmy pić drugą już butelkę wina.
Czułam, jak moje mięśnie się rozluźniają. Stawałam się coraz bardziej spokojna i wyluzowana. Powieki zaczynały mi też ciążyć.
-Szare życie zwykłych ludzi- uśmiechnął się przebiegle.
-Spadaj.
Nalał sobie kolejny kieliszek
i z butelki wypłynęła ostatnia kropla.-Domawiamy jeszcze?
Chwilę wachałam się nad odpowiedzią. Piłam tak żadko i tak mało, że nie miałam pojęcia, czy już jestem upita i czy będę miała kaca.
Zgodziłam się.
Gdy Joost nalał wina nam obu, zadzwoniła do mnie Helen.
-Halo?
-No halo! Gdzie jesteś?- zapytała.
-No na spotkaniu- nawiązałam krótki kontakt wzrokowy z Joosttem, który patrzył na mnie pytająco. Na chwilę odsunęłam telefon i powiedziałam szeptem "Helen". Pokiwał głową, ze zrozumieniem.
-Z tym blondynem? Poznałaś w końcu jego imię?
-No...
-I co?
-Potem ci wszystko opowiem.
-A jest przystojny?- znowu obrzuciłam Joosta spojrzeniem.
-No...
-Uuu, dobra to nie przeszkadzam, tylko wróć bezpiecznie, pa.
-No, pa- rozłączyłam się i spojrzałam na lampkę wina, którą chciałam podnieść- czemu ona jest nalana po brzegi?
-A czemu nie? Nie będziesz musiała tyle razy nalewać- powiedział, jakby dumny, dopijając swój kieliszek.
Parsknęłam śmiechem.
Siorbałam z lampki wino, kiedy jeszcze stało na stole, żeby gdy je podniosę nie wylało się na moje jasne ubrania, Broń Boże.
Zaraz mieli zamykać restauracje, a my jak pijacy, nadal w niej siedzieliśmy, rozmawiając, jakbyśmy się znali od zawsze.
-Musimy się zbierać- powiedziałam. Coraz więcej ludzi wychodziło, mimo deszczu i restauracja pustoszała.
-Dobra, tylko dopijmy- mruknął.
Przy rachunku, każdy zapłacił za swoje, ale za wino, podzieliliśmy się na pół.
Zabolało mnie na myśl, że to już koniec naszego spotkania.
Wyszliśmy z lokalu, przez moment stojąc pod daszkiem.
Oprócz dudnienia deszczu, po ulicy roznosiła się melodia i śpiew. Jakiś uliczny grajek grał na ukulele.
Wepchnęłam telefon jak najgłębiej torby, by woda się do niego nie dostała. Napotkałam jakiś materiał...
Bluza Joosta. Zapomniałam o niej.-Idziemy?- machnął głową w jakąś stronę, przez co nie powiedziałam
o jego własności.-Tak- odparłam. Oddam mu ją, gdy znajdziemy się na przystanku.
Szybkim krokiem szliśmy w kierunku, z którego ostatnio przyszliśmy. Choć padało, po ulicy nadal chodzili ludzie z parasolami, a w witrynach świeciły się żółte światła.
Gdy prawie przebiegaliśmy obok dziewczyny grającej na ukulele pod parasolem, Joost się odezwał.
-Zatańczymy?
-Czy my jesteśmy bohaterami taniej młodzieżówki, żeby tańczyć
w deszczu?- zganiłam go idąc dalej.Nagle spostrzegłam, że on się zatrzymał.
-Chodź!- zawołałam.
-To ty chodź!- złapał mnie za ręce
i przyciągnął do siebie.Popatrzyłam mu w oczy i zobaczyłam w nich rozbawienie, przez chwilę był bardzo blisko.
Rzuciłam torbę na kostkę, pod parasol dziewczyny, zanim Joost porwał mnie do tańca.
Tańczyliśmy niezdarnie, nie wiedząc jakie będą nasze następne kroki, kilka razy na niego nadepnęłam.
Ale tańczyliśmy, w tym przeklętym deszczu, w rytm muzyki, której nigdy wcześniej nie słyszeliśmy.
Z początku się wstydziłam, ale potem wstyd i zmęczenie zaczęło ustępować dzikiemu szczęściu.
Ludzie przechodzili obok patrząc na nas jak na wariatów.
Euforia, jaka nagle we mnie wstąpiła, była niesamowita, bo zaczęłam skakać i śmiać się, trzymając Joostta za ręce.
____
Bon apetit 🤌🏻
CZYTASZ
[Stara Wersja] Uratuje Cię | Joost Klein Fanfik
Fanfiction[Jest to stara wersja tego fanfika, na moim profilu pojawiła się nowa, poprawiona] Helen to popularna dziennikarka, która swoimi wywiadami z celebrytami podbija internet i zdobywa miliony wyświetleń na wielu platformach. Z pomocą Noor- młodszej sio...