Rozdział 24: Spacer

40 6 4
                                    

*Pov.Stark*

Od trzech minut stałem na środku korytarza a Pepper wciąż opierdalała mnie za ten wyjazd do Hiszpanii.

- Jak wy w ogóle wyglądacie?! Co wyście robili na tych wakacjach?! - kontynuowała i najwidoczniej nie zamierzała skończyć - I wiesz co?! Nawet chyba nie chcę wiedzieć!

W tym momencie jakieś złote coś śmignęło mi przed oczami a ja znalazłem się w kompletnie innym miejscu.

Rozejrzałem się i dostrzegłem, że obok mnie stoi doktorek.

- Strange, co ty odpierdalasz?! - wkurzyłem się.

- Nazywam się Stephen - uśmiechnął się czarodziej a mi na chwilę odjęło mowę.

Spojrzałem na niego zapewne z tępą miną ale szybko się opanowałem.

- WIEM PRZECIEŻ - odparłem.

- Poważnie?

On se kurwa ze mnie jaja robi?!
Z czego on się teraz cieszy?!

- Ugh... Więc co ty odpierdalasz Stephen? - zapytałem.

Brunet udawał przez chwilę, że się nad czymś zastanawia a później wzruszył ramionami i odpowiedział jakby nigdy nic:

- Uratowałem cię od Pepper.

Kurwa, rzeczywiście...

Teraz już kompletnie wyszedłem na debila.

- Przejdziemy się? - zaproponował Str- znaczy Stephen a ja wyczułem, że kryje się za tym drugie dno.

- W porządku - odparłem, mrugnąłem i już byliśmy w innym miejscu.

Rozejrzałem się.

- Las? Jest wieczór i zaraz zrobi się ciemno. Chcesz mnie zabić i zakopać? - zmrużyłem oczy.

- Jak się domyśliłeś? - uśmiechnął się rozbawiony brunet.

Odwzajemniłem uśmiech.

Czarodziej ruszył powoli jakąś ścieżką a ja obok niego.

- Jesteś czarodziejem - mruknąłem zastanawiając się nad czymś.

- Serio? Nie wiedziałem.

Przewróciłem oczami.

- Wspomniałeś jakiś czas temu o tym, że wyczytałeś zaklęcia w książkach - ciągnąłem.

- Wspomniałem - potwierdził brunet.

- Masz może jakieś zaklęcia lecznicze? - zapytałem mrużąc oczy.

- Zaklęć nie ale trochę ziół tak - odpowiedział po chwili - ale z góry mówię, że nie można ich nadużywać, więc ci ich nie dam.

- Aha - prychnąłem.

- Mogę ci dodawać raz na jakiś czas do herbat - zaproponował Stephen.

- Jeżeli jest szansa, że to mi jakoś pomoże, to mogę się zgodzić.

•Kilka minut później•

- Dobra ale do brzegu Stephen. Czuję, że chcesz mi coś powiedzieć a wiedz, że nie mam na ciebie tyle czasu a z resztą ciemno się robi a przebywanie w środku lasu po ciemku nie brzmi jak dobry pomysł.

- Cierpliwości Tony. Ale skoro nalegasz... Mam pewien pomysł jak ogarnąć Pepper żeby przestała się zachować tak jak robiła to przez ostatni czas.

- CO?! STEPHEN GADAJ JAKI TO POMYSŁ BŁAGAM! PRZECIEŻ JEJ SIĘ NIE DA ZNIEŚĆ OD JAKIEGOŚ CZASU! - krzyknąłem łapiąc go za ramiona i potrząsając nim niczym zaciętym automatem.

- Hej... Spokojnie Tony. Jeszcze nie wszytko dopracowałem. Zaklęcia rzucane na osoby są trudniejsze niż te rzucane na przedmioty - wyjaśnił - Herbaty ci zaparzyć?

- Jesteśmy w jakimś lesie...

- To przecież nie problem - odparł i wyczarował portal po czym błyskawicznie przygotował herbatę.

- Ile czasu potrzebujesz żeby douczyć się zaklęć? - zapytałem podczas gdy czarodziej wręczył mi do ręki kubek z herbatą.

- Ze trzy dni a po tym powinienem już dać radę - odrzekł.

- Nie możesz szybciej?

- Nie narzekaj bo ci nie pomogę - uśmiechnął się brunet.

Zmarszczyłem brwi ale nic nie powiedziałem.

Zerknąłem na Stephena a ten wydawał się być zamyślony.

- O czym myślisz? - zapytałem.

- O cmentarzu - odparł.

- CO?! Czyli jednak chcesz mnie zabić?! - krzyknąłem zatrzymując się i zwróciłem uwagę, że w lesie było już całkowicie ciemno.

Doktorek również się zatrzymał, uniósł jedną brew a później powoli się uśmiechnął.

- A co gdybym powiedział, że chcę? - powiedział nieco przerażającym głosem zbliżając się do mnie.

Przez chwilę stałem w bezruchu aż Stephen nie wybuchnął śmiechem.

- Żartuję! Tam jest cmentarz - zaśmiał się wskazując na coś za mną.

Odwróciłem się i rzeczywiście był tam cmentarz.

- HA HA NO BARDZO ŚMIESZNE - warknąłem.

- Uroczo się denerwujesz - powiedział cicho czarodziej.

- Co powiedziałeś? - zmrużyłem oczy.

- Nic. Ciemno się zrobiło i lepiej żeby nas jakieś zwierzęta nie zaatakowały.

- Jesteś czarodziejem typie, jakby cię nawet wilk zaatakował to pokonasz go w trzy sekundy - zauważyłem.

- Racja. Ale nikt nie powiedział, że ciebie bym uratował - uśmiechnął się wrednie brunet.

W tym momencie gdzieś w krzakach strzeliła gałązka.

- Dobra kurwa spadamy stąd - rzekłem rozglądając się niespokojnie.

- Magiczne słowo?

- ZABIERZ MNIE Z TEGO LASU!

Doktor Strange nie ruszył się z miejsca a drzewa zaczęły rzucać niepokojące cienie.

- Proszę? - szepnąłem.

Czarodziej bez słowa otworzył portal do Stark Tower a ja przez niego przeszedłem.

- Dzięki - mruknąłem odwracając się w stronę bruneta.

- Do zobaczenia - odpowiedział z ciepłym uśmiechem na ustach, machnął ręką a portal się zamknął.

Dobra... Co ja teraz-

- Tony! - usłyszałem wkurzony głos asystentki.

- O Pepper! Wiesz, która godzina? - uśmiechnąłem się.

- Co? - zdziwiła się kobieta.

- Jest późna godzina - oświeciłem ją - Idę spać.

- Co?!

- Co co? - zmrużyłem oczy.

- Ty i chodzenie spać szybciej niż 3 w nocy? - zapytała zszokowana - Coś ci się stało?

- Co niby miałoby mi się stać? - spytałem zakładając rękę na rękę i znów się uśmiechnąłem.

- Nie wiem, dlatego pytam. Zakochałeś się czy co?

Przez chwilę milczałem.

- Idę spać - powtórzyłem i szybko odszedłem w stronę swojego pokoju.

Zakochałem się?

~~~
775 słów

Kluczowe pytanie zostało zadane 🤔 Szczerze to sama się ciekawię co będzie dalej bo w zapasie mam dosłownie już tylko 2 rozdziały 🙈

Zostawcie gwiazdkę jak wam się spodobało i chcecie żebym miała wenę na napisanie jak najszybciej nowego rozdziału ❤️

Miłego czytania!

Rany się goją | Strange Family | W trakcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz