Rozdział 8: Problem zażegnany

85 8 2
                                    

Przymknąłem drzwi i stanąłem kawałek przed nimi.

- Dzień dobry Panie Stark - uśmiechnąłem się.

- Ta, cześć Peter. Rozpakowany?

Zrobiłem dziwną minę i zamknąłem za sobą drzwi.

- Yyy... Noo tak - skłamałem.

- Jak tak to idziemy do pracowni - powiedział Pan Stark, nie zauważając, że skłamałem.

Ruszyliśmy do warsztatu i Pan Stark przedstawił mi nowe opcje i ulepszenia, które dodał do Friday.

- Czyli Friday jest już prawie gotowa? - zapytałem.

- Trzeba było wykorzystać wenę - wzruszył ramionami Pan Stark - ale do gotowości to jej jeszcze daleko. Dobra bierzmy się do roboty chcę już skończyć ten projekt.

- Dobrze, że ma Pan tak długą wenę - powiedziałem, sprawdzając na czym skończyliśmy ostatnio.

- Właściwie to już mi się skończyła, dlatego chcę w końcu skończyć ten projekt i zająć się ulepszaniem zbroi.

Zrobiłem dziwną minę i spojrzałem na Pana Starka.

- Jarvis, kawa! - krzyknął.

•Dwa dni później•

W końcu zaczyna się weekend!

Wbiegłem do Stark Tower i po odłożeniu plecaka do pokoju, pobiegłem do kuchni.
Była tam Pani Potts i podgrzewała jakieś jedzenie.

- Cześć Peter, siadaj, zjedz coś zanim znów się czymś zajmiesz - powiedziała, nakładając jedzenie na talerz.

Westchnąłem i pośpiesznie zjadłem a następnie pobiegłem do pracowni.

Niestety nie mogłem nigdzie znaleźć Pana Starka, więc wróciłem do Pani Potts.

- Gdzie jest Pan Stark? - zapytałem.

- Gdzieś wyszedł jakiś czas temu ale zapewne zaraz wróci - odparła Pani Potts.

- Obgadujecie mnie? - zapytał Pan Stark ze śmiechem, wchodząc do pomieszczenia z jakimś pudełeczkiem w ręku.

- Dzień dobry Panie Stark - ucieszyłem się - szukałem Pana. Mieliśmy dziś dopracować ostatnią rzecz w Friday i będzie wtedy gotowa.

- Hm rzeczywiście - odparł szatyn - to idź już do pracowni, zaraz cię dogonię.

Gdy wybiegałem z pomieszczenia to kątem oka dostrzegłem, że Pan Stark podaje paczuszkę Pani Potts i mówi coś do niej po cichu.

Dotarłem do pracowni i faktycznie po chwili dogonił mnie Pan Stark.
Zaczęliśmy pracę nad Friday i zapewne skończylibyśmy ją tworzyć po godzinie gdyby nie to, że nagle obok nas otworzył się portal i przeszedł przez niego Doktor Strange.

- Co ty do cholery- zaczął, wkurzony Pan Stark ale czarodziej mu przerwał.

- Na mieście jest problem z jakimś wariatem od kamieni, przyda mi się wasza pomoc - rzucił, wszedł spowrotem do portalu i go zamknął.

Spojrzałem na Pana Starka i chwilę później już lecieliśmy w stronę miasta w naszych strojach.

Dotarliśmy do zamieszania w momencie gdy Doktor Strange ratował jakiegoś człowieka za pomocą swojej peleryny tym samym obrywając od tyłu jakimś kamieniem.

Ciężko było nazwać to coś zwykłym wariatem od kamieni, to był całkowity psychopata. Niby człowiek ale lewitował wyczarowywując co chwilę jakieś głazy, którymi demolował miasto. Celowo rzucał kamieniami w cywili a gdy ci zostawali ciężko ranni, to ten się śmiał.

Doskoczyłem do jakiejś rannej kobiety i szybko zabrałem ją kilka ulic dalej gdzie stała policja obserwując to zdarzenie i zastanawiając się jak powstrzymać tego psychopatę.

Wpadłem na pomysł by użyć na nim, jego własnej broni.

Warto spróbować - pomyślałem.

Skoczyłem szybko spowrotem do Doktora Strange'a i Iron Mana po czym przedstawiłem im na szybko mój plan.

Doktor Strange wyczarował jakąś tarczę, którą obronił mnie od nadlatującej skały i razem z Panem Starkiem zajęli się rozproszeniem psychopaty oraz ratowaniem rannych cywili.

Szybko wystrzeliłem w powietrze i zacząłem oplatać psychopatę siecią, zaczepiając ją o głazy, które sam wyczarował.

Zgodnie z moimi obliczeniami, psychopata zaplątał się w sieci a kamienie pociągnęły go na ziemię unieruchamiając.

W tempie natychmiastowym otoczyła go policja a ja oddaliłem się od nich szukając Doktora Strange'a i Pana Starka.

Zobaczyłem, że Doktor Strange przygląda się Panowi Starkowi i coś do niego mówi. Podbiegłem do nich i zobaczyłem, że obaj są mocno ranni.

- Peter, jesteś ranny? - zapytał mnie czarodziej gdy podbiegłem do nich.

- Przeżyję, przecież wiesz, że mam szybką regenerację w porównaniu do was - wzruszyłem ramionami.

- W porządku - odparł.

- Panie Stark? Wszystko dobrze? - zmartwiłem się, widząc, że ten jest jakiś cichy.

- Żyję - mruknął.

- Trzeba was obu zabrać do szpitala - stwierdził Doktor Strange i wyczarował portal prosto do prywatnego szpitala w Stark Tower.

Gestem dłoni nakazał nam tam wejść, więc chcąc nie chcąc, po chwili namów z jego strony, przeszliśmy przez portal.

- Tobie też się przyda leczenie - zauważyłem, zwracając się do czarodzieja.

- Racja - przyznał i też przeszedł przez portal.

Pan Stark odstawił zbroję i zamierzał opuścić pomieszczenie ale Doktor Strange nasłał na niego pelerynę.

Zaśmiałem się z miny Pana Starka a ten spojrzał na naszą dwójkę morderczym spojrzeniem.

~~~
707 słów

Miałam wczoraj opublikować ten rozdział jako taki zakańczający wakacje ale zapomniałam...
Publikuję go dziś a każdy następny będzie w momentach gdy będę miała czas bo przecież szkoła bla bla bla i w ogóle.
Życzę wam dobrego roku szkolnego czy coś
Zostawcie gwiazdkę bo dobijamy do pięćdziesięciu OvO
Miłego czytania!

Rany się goją | Strange Family | W trakcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz