Rozdział 28.

139 4 0
                                    

ROSALIE

Kiedy Rose obserwowała Yarexę i Asha podczas ich starcia, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że walka jest jak taniec. Barbarzyński, improwizowany, zabójczy, ale wciąż taniec. Zsynchronizowane sylwetki, wyuczone ruchy, czytanie mowy ciała partnera. W swojej naiwności pomyślała sobie nawet, że gdyby obok kazano jej odtańczyć walca, szybkiego i pełnego obrotów, wyglądałaby podobnie do nich. 

Oczywiście to stek bzdur, Rose zeszła na ziemię, gdy Yarexa powiedziała „broń się!" i żadna muzyka nie wskazała jej kroków. 

Mimo to po ostatnich dniach treningów, Rose zaczyna dostrzegać pewne schematy, których próbuje nauczyć się w ten sam sposób, w jaki uczy się tanecznych kroków. Co Yarexa szybko zauważa i zaczyna ją łajać.

– Walka na pamięć to najgorsza technika – stwierdza, zarządzając przerwę na mądrości. – W ten sposób łatwo cię przechytrzyć. Lepszy przeciwnik zaatakuje dwa razy tak samo, a za trzecim zamiast celować w głowę, rozpłata ci brzuch. 

– To dlaczego w kółko wałkujemy to samo? – Rose nie ukrywa frustracji.

– Próbuję nauczyć cię właściwych odruchów – odpowiada ze zniecierpliwieniem zabójczyni. – Kiedy unoszę broń, musisz albo blokować, albo unikać. Zamiast tego ty próbujesz mnie dźgać, bo zauważyłaś, że odsłaniam bok. Normalnie nigdy bym tego nie zrobiła. 

Wcześniej powiedziała jej, że większość walk szybciej się kończy, niż zaczyna. Turnieje to bujda, często reżyserowana i przeciągana, aby zabawić tłumy. Rzadko się zdarza, by starcie wyglądało tak jak to pomiędzy nią a Ashem, a i ono było pewną popisówką. 

– Masz być czujna – dodaje Yarexa, co stało się już jej mantrą.

Tak, tak, Rose się stara. Obie uznały, że jej najlepszą stroną są uniki, nieco paniczne, lecz zazwyczaj skuteczne. Rose nie lubi blokować ciosów, odgłos zderzającej się broni ją straszy. Zresztą Yarexa stanowczo jej to odradza – Ash, jak i większość napastników płci męskiej, przewyższa ją wielkością i siłą. Problem w tym, że Rose chce atakować. Jej zdaniem, skoro książę nie będzie nic widzieć, najlepiej natychmiast przejść do ofensywy, zanim odnajdzie się w nowej sytuacji. Jednak Yarexa upiera się, że to zły pomysł.

– Jest cwany – kręci głową. – Poza tym na Jałowisku przez cały czas ma do czynienia z ograniczoną widocznością i pewnie nie zawsze może bezpiecznie użyć ognia. Wyczuje ruch i cię dźgnie. Rób uniki, zmęcz go i znajdź okazję do uderzenia. W końcu się odsłoni.

Sama myśl, że Ash miałby ją atakować, wzbudza w Rose niepokój, nie mówiąc o reszcie. Niby to ona będzie wybierać broń (i na pewno wybierze drewnianą), a on sam nie jest jakimś przerośniętym osiłkiem, ale pod tymi jego koszulami wyraźnie widać mięśnie mające siłę unieść miecz. Taki siniak bez wątpienia długo będzie boleć.

– Walczyłaś z nim – zauważa Rose. – Z pewnością znalazłaś jakieś jego słabe punkty?

– I tak, i nie – stwierdza Yarexa. – W przypadku wyszkolonych wojowników takie słabości to błędy czysto personalne. Stara rana, przyzwyczajenie, gadatliwość albo jej brak. Do tego dochodzą umiejętności posługiwania się żywiołem, który zwykle jest od samego początku w użyciu.

Ostentacyjnie opiera jedną dłoń na biodrze, drugą unosi do góry i przyzywa wodę, a ta spokojnie przepływa między jej palcami. Walczące Scherianki to rzadkość, lecz na Wyspach żywioł w żaden sposób nikogo nie definiuje. Yarexa zapewne zajmowałaby się tym samym, niezależnie od tego, czy w jej żyłach płynąłby lód czy ogień.

– Jeśli chodzi o nasze książątko, póki co zauważyłam dwie takie rzeczy – ciągnie. – Ładne kobiety i arogancja.

– Cudownie – kwituje Rose. – Bardzo mi to pomogło.

Maskarada żywiołów: Carole przesileniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz