Rozdział 21.

144 6 20
                                    

ASHALYN

Nigdy nie sądził, że na poważnie będzie użalać się nad swoim losem, jednak Ash naprawdę czuje się pokrzywdzony. Te dziwne, „odwrotne konkury" czynią z niego co najmniej życiowego nieudacznika. Jakby sam nie potrafił sobie znaleźć kobiety, więc do akcji wkracza jego ojciec i władca i organizuje mu dwutygodniowy zlot panien, a te muszą walczyć o zainteresowanie swojego księcia. Pod koniec Ash wybiera sobie tę, która niby najbardziej go urzeknie.

Jak klient na targu.

Gdyby jeszcze mógł do tego podejść po swojemu! Bez tej sztywnej atmosfery, bez postronnych członków dworu, bez gazet trąbiących o każdym jego kroku. Ale nie. Bale, śniadanka i kolacyjki. Tak to będzie wyglądać. Żeby nikt nie miał wątpliwości, co dzieje się w stolicy, i co najwyżej ze znudzeniem odwrócił wzrok.

Przygotowania trwały na długo przed ich wyjazdem do Scherii, tak aby zaraz po powrocie nie zabrakło czasu na ostatnie drobnostki. Posiłki, atrakcje, wystrój – Ash nieszczególnie poświęcił temu uwagę. Jego matka ma za to prawdziwą rozrywkę, choć pomysł wyłonienia synowej niespecjalnie przypadł jej do gustu. Traktuje to wszystko jak farsę, co Ash przyjął z ulgą. Przynajmniej nie jest osamotniony w swoich odczuciach.

Goście zjeżdżają się na otwarcie od południa. Niektóre rodziny wyszły z założenia, że im szybciej przedstawią światu kandydatki, tym większe szanse, że dziewczyny zostaną zapamiętane. Toteż od kilku godzin Ash nie wychodzi ze swojego pokoju. To desperaci, a jemu zależy przede wszystkim na lordach, którzy z kolei zjawią się na końcu, jakby przyjechali z czystej grzeczności. Zawsze tak robią. Na tym polega agnilaymska duma.

Z braku innego zajęcia, Ash pozwala przygotować się do wyjścia służącej matki. Najpierw szykuje mu rubinowo-złoty komplet, potem układa jego włosy, traktując je grzebieniem i żelem, tak by zwichrzona fryzura dodawała mu uroku. Dziewczyna działa niezwykle powolnie ze wszystkim, co robi, za czym stoi jakiegoś rodzaju upośledzenie, które przykrywa jej myśli białą watą. Ale jest cicha, dokładna i w żaden sposób nie drażni Asha, a dziś nie zależy mu specjalnie na czasie. 

Kiedy książę dociera na salę, lordowie już krążą wokół króla. Nie tłoczą się jednak, jak to mają w zwyczaju scheriańscy i earthscirscy szlachcice. Każdy z nich czeka na swoje pięć minut, wyniosły i nastroszony niczym paw. To prawie smutne, jeśli weźmie się pod uwagę, jak bardzo Veler nimi gardzi. I nie ma to nic wspólnego z tym, czy go popierają, czy nie.

Cechą, którą Ash poniekąd lubi w swoim ojcu, to jego pragmatyczność. Jest w nim wiele wyższości wobec ludzi, jednak tylko tych, których jednoznacznie można określić ograniczonymi intelektualnie. Veler nie patrzy na pochodzenie, tytuły czy zamożność. To, co ceni w człowieku, to inteligencja. Jeśli ktoś potrafi z powodzeniem używać własnego rozsądku, ma jego szacunek. Lordowie natomiast są po prostu przydatni, lecz żadnego uznania nie budzą. 

W tej właśnie chwili Ash z politowaniem przygląda się marnym próbom lorda Naberusa i lorda Andromaliusa zaskarbienia sobie przychylności swojego monarchy. Veler oczywiście gra ujętego, uśmiecha się lekko i uprzejmie kiwa głową, mimo to Ash wie, że gdyby spotkali się na sali obrad i próbowali przekonywać go do swoich odmiennych poglądów, Veler pożarłby ich jak przystawkę i zapił koniakiem.

Lord Pursan z kolei to osoba nieskazitelna jak łza. Kiedyś pełnił funkcję Generała Złotej Armii, ale trzydzieści lat temu podczas szczególnie trudnej akcji defensywnej na Jałowisku uszkodził sobie głowę. Od tamtej pory miastem zarządzał najpierw syn, a po jego śmierci wnuk Pursana, ponieważ wysławianie się przychodzi lordowi z trudem i jego myśli przypominają łączenie puzzli przez pięcioletnie dziecko. Ash zawsze się męczy, gdy odwiedza jego umysł, więc z reguły tego nie robi.

Maskarada żywiołów: Carole przesileniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz